30 lat w Orange

W sierpniu 1986 roku The Cure wystąpili na kilku festiwalach w Hiszpanii i Francji. Ostatni koncert, równo trzydzieści lat temu, 9 sierpnia w Roman Amphitheatre w Prowansji został w całości sfilmowany przez Tima Pope’a.

Robert Smith: “Chcieliśmy go sfilmować. Teraz każdy nasz koncert osiąga szczyt, który wydawał się nie do zdobycia w przeszłości. Pragnąłem utrwalić to na zawsze, zanim zmienimy się albo rozpadniemy. Nie sądzę, żeby praca z Popem była ryzykowna, bo on nie jest prawdziwym reżyserem. Mogliśmy zatrudnić odpowiednią osobę do sfilmowania jakiegokolwiek starego koncertu, ale taki reżyser nie widziałby, o co naprawdę nam chodzi. A ja chciałem, żeby to był film The Cure o The Cure.”

Aby podkreślić wyraźne odniesienia do obrazu Pink Floyd – Live at Pompeii, The Cure zagrali podczas próby dźwięku Set The Controls For The Heart Of The Sun.

Robert pozwolił jednak Popowi zrobic film po swojemu, nawiązując do bogatej tradycji brytyjskiego filmu dokumentalnego, nowojorskiej awangardy z połowy lat 60-tych i reportaży telewizyjnych. We wszystkich tych przypadkach kamera nie zadowala się bierną rolą obserwatora. Nie troszczy się o kompozycję nastepujących po sobie kadrów, lecz agresywnie ingeruje w akcję, prowokuje określone sytuacje, rejestruje niedostrzegalne z dystansu napięcia i wydobywa z pozornie zwyczajnych zdarzeń ukryte znaczenia. The Cure nigdy nie byli na scenie zbyt atrakcyjnym obiektem dla filmowca. Są raczej statyczni, skoncentrowani na graniu muzyki. Osiągnęli mistrzostwo w budowaniu jedynej w swoim rodzaju niepowtarzalnej atmosfery na koncertach, ale przełożenie jej na język obrazów wydawało się wręcz niewykonalne. Pope’owi ta sztuka w dużym stopniu się udała. Filmując ręczną kamerą, zdynamizował kadr, fotografując zespół od środka i różnych dziwnych kątów widzenia, wychwycił setki drobnych gestów, a precyzyjne operowanie zbliżeniami twarzy, kolorem i światłem, wytworzyło więź między obrazem a muzyką. Niemniej jest to film adresowany do fanów The Cure. Smith: “Oglądanie tego filmu to tak, jakby znaleźć się na scenie, a nie – na widowni. Na grupę patrzy się jednocześnie z obu punktów widzenia. Wiele osób, które obejrzało film, zrozumiało, co to znaczy być na scenie, stanąć twarzą w twarz z publicznością. Szkoda, że nie ma tu zdjęć spoza sceny lub ujęć zakulisowych, ale jako zapis jednego występu film stanowi doskonałe podsumowanie działalności zespołu.”

Tim Pope: “Jednym z aspektów filmu jest przywrócenie pewnej równowagi. Wideoklipy z pewnością zrobiły dla The Cure wiele dobrego, neutralizując całą tą katastroficzną aurę. Musieliśmy być jednak ostrożni, by zespół nie wypadł na nich zbyt głupio, co wszakże stało się faktem w okresie Love Cats. The Cure nie mają nic wspólnego z klipami. Gdy zobaczyłem ich na żywo, zdałem sobie sprawę, że pomniejszyłem ich, zamknąłem w małym pudełku, do którego nei pasowali. Uważam, że ten film ukazuje lepiej, jacy oni są naprawdę.”

Dziennikarz Melody Maker opisał powstawanie In Orange tak: “Ryzyko było spore. Z powodu ograniczonego budżetu trzeba było sfilmować wszystko w czasie sobotniego koncertu, a zbliżenia dokręcić w niedzielę. Deszcz padający w któryś z tych dni zrujnowałby cały plan – 150,000 funtów dosłownie spłynęłoby z wodą. Członkowie zespołu nie mogli się zmusić do zapłacenia najniższej stawki ubezpieczeniowej – 50,000 funtów… Nie padało do poniedziałku.”

Premiera filmu odbyła się w kinie Odeon w londyńskiej dzielnicy Marble Arch 23 kwietnia 1987 roku.

Poniżej w całości do obejrzenia…