40 lat minęło… [live]
Nadszedl wiekopomny dzień. W londyńskim Hyde Parku odbędzie się dzisiaj „jedyny” europejski koncert The Cure w tym roku. Występ znany jest wszystkim jako koncert z okazji 40lecia zespołu.
W Hyde Parku oprócz The Cure występują inne zespoły, jednakże nas najbardziej interesuje Robert Smith i spółka.
Rozpoczynamy relację live z koncertu:
[oa_livecom_event id=’12’ ]
OLD SENIORHAND
07/07/2018 @ 21:11
obecny duchem pozdrawiam fanów…
OLD SENIORHAND
07/07/2018 @ 21:57
9:52 PM – a ha ;)
9:55 PM – gorzkie a ha ;) ps. jednak mogli Angole przegrać ;)
exo_d_os
07/07/2018 @ 22:45
Czy tylko ja tak bardzo cierpię, że mnie tam nie ma?! :(((((
OLD SENIORHAND
07/07/2018 @ 23:03
10:51 PM: za takie „lekkie” urodzinowe granie po dogrywce powinny być karniaki ;)
OLD SENIORHAND
07/07/2018 @ 23:29
Thank you and see you very soon…
kjurczak
07/07/2018 @ 23:31
Krzysiek nie bucz :D beda w PL to pojedziemy :D
zdebo
08/07/2018 @ 00:23
…ale setlista nie porywa… standard… a tak na 40stkę to Molko mógłby wpaść… Bowie…
Marck72
08/07/2018 @ 01:40
Co ciekawe w parku na zewnątrz tez bylo cos slychac. Moj szpieg doniosl mi, ze ludziska sluchali, nagrywali, plasali, jakis rolkarz wczuwal sie na tych swoich rolkach. Goraco, piknikowo, a przede wszystkim cureowo!
oko
08/07/2018 @ 08:27
lipa…koncert na 40lecie i nie różnił się niczym od koncertów na ostatniej trasie… albo ex członkowie olali grubaska …
Patryk
08/07/2018 @ 11:11
No niestety koncert różnił się diametralnie od np tego w Łodzi w 2016.Lodzki występ wypada w tym porównaniu bladziutko. Wczoraj znowu czuło się ta niezwykła energię która co jakiś czas na nowo się generuje i powoduje że koncerty są wyjątkowe… Grali na tyle dobrze ze kompletnie mi nie przeszkadzała setlista oparta na singlach, co można było przewidzieć. Każdy numer był wczoraj zagrany tak jak trzeba, a moje ulubione fragmenty to If only/Play for Today/Forest i punkowa końcówka. Arab wyszedł fantastycznie. Niesamowita publiczność, poprzednio angole wydawali mi się dość statyczni a wczoraj na niektórych numerach nie było słychać zespołu tylko śpiew tlumu:) Naprawdę fajne zjawisko, ostatnio coś takiego widziałem w Bercy 2008…bardzo dobra energia po obu stronach. Kto szuka ciemnej strony TC, musi poczekać na następne występy, kto się nastawia na fajny energetyczny występ, nie zawiódł się. Ciekawa odmiana było posłuchać TC na systemie Meyer a nie jak ostatnio na Lacoustic. Trochę inne parametry. Bas Szymka mógłbym mieć nagrany na jednej ścieżce i słuchać go w kolko:)
OLD SENIORHAND
08/07/2018 @ 14:15
a my z Patrykiem deliberujemy sobie o koncercie na Jego fejsie… takie czasy… ha ha ha
Mela
08/07/2018 @ 17:36
Opłacało się! Opłacało się lecieć do Londynu w sobotę i wrócić w niedzielę, czekać w słońcu na finał w towarzystwie Francuzów i Islandczyków, z przyspieszonym biciem serca słuchać dzwoneczków Plainsong, mieć ciarki przy każdym dźwięku kolejnych piosenek. Niesamowite przeżycie, wspaniałe wspomnienia, dziękuję Ci mój mężu za ten weekendowy wypad:)
Darocure
08/07/2018 @ 19:30
Widziałem Rogera w stajni Ferrari był gościem VIP tego zespołu na silverstone podczas GP F1 Wielkiej Brytanii
michał kopcinski
08/07/2018 @ 23:42
na 40 powinni wykonać coś co powali na nogi przy danych utworach powinni być ludzie ze starych składów brak utworów takich jak w czasie super koncertu wydanego w 2011 czyli 3 pierwszych albumów z mojej strony jako stary fan jestem zawiedziony brak słów powinny być wyświetlane nowinki itp.
michał
09/07/2018 @ 00:04
dobrze że mnie tam nie było – szkoda że robertowi brak pomysłu niech lepiej może wyda coś nowego bo te ostatnie koncerty są ogólnie z brakiem pomysłu może by fajnie wypadło zagrać instrumentalne kawałki z wish lub super kawałek instumentalny z faith szkoda bo mają wiele dobrych kawałków czy to po prostu lenistwo kto by niechciał usłyszeć all cats are grey czy the holy hour na perkusji lola faine by to było jestem fanem mam 40 lat powiem że ostatnio tego u nich mi brakuje nie tych obcykanych na pamięć utworów byłem w łodzi w 2016 i w 2000 roku bardziej podobał mi się ten koncert z 2000 roku był bardzej powalajacy więcej uroku i mroku sory ale jestem rosczarowany
OLD SENIORHAND
09/07/2018 @ 02:30
moje po koncertowe odczucia (z dyskusji z Patrykiem na fejsie):
„jednak seta Meltdown była bardziej zaskakująca… wręcz wydawałoby się że powinno być na odwrót… może pomylili kartki? ;) ”
„zawsze mnie to zastanawia: setlista na wyjątkowe koncerty dla zjeżdżającej się prima sort międzynarodówki fanowskiej. jest oczywiste że nikt racjonalny z zimnej europy nie oczekuje w Hyde Park przysłowiowego Figurehead ale każdy na pewno doceniłby większą …jak to powiedzieć… nieszablonowość? (zaskakujący układ setlisty), różnorodność? (coś z każdego albumu), wyjątkowość? (szczypta niegranych nigdy live numerów), postaranie się? (zaproszenie chociaż kilku gości żeby nawet wspólnie zagrali i zaśpiewali tylko Boys Don’t Cry)… tak naprawdę dostaliśmy to co zwykle plus… nic. oczywiście zaznaczę że nie marudzę. WIELKIE plusy tej sytuacji nie przesłaniają mi malutkich „minusików”. ”
„mnie nawet nie chodzi o ex curów… przecież w tym dniu było pod ręką wielu muzyków z innych kapel”
ps. przy okazji warto odnotować że The Cureheads na afterowym koncercie w Crawley Bandstand zabukowało na saxie jegomościa o znajomo brzmiącym nazwisku Ron Howe…
Patryk
09/07/2018 @ 10:42
Moje koncertowe odczucia są takie że to był zajebisty koncert :) Pewnie ze chciałoby się coś z Porno czy Faith ale to nie są klimaty na festiwal a tym bardziej 40lecie bo jednak w dzisiejszej rzeczywistości ten zespół jest kojarzony z dobrym popem jak Just Like Haven, kawałkami z Disintegration czy postpunkowymi początkami ala Killing an Arab. I wszystko to zagrało na koncercie i zarlo niesamowicie. Miło było patrzeć ilu ludzi ma po prostu frajdę z tego wydarzenia, takie duże urodziny.
A u nas dużo narzekania w necie:) Że zero niespodzianek. Chcecie Lola na scenie ale jak przyjechał do Wawy z Levinhurstem to poszło 5 osob:) Tyle w temacie chyba.
Maciek H.
09/07/2018 @ 11:25
@Patryk – zgadzam sie w 100%. Mi sie koncert zajebiście podobał. Setlista zgodna z oczekiwaniami – rocznicowo-singlowa. Zagrali z niesamowitą energią. Mało jest kapel z takim stażem co potrafią wykrzesać taką pierwotną energię. A Disintegration rozjechało mnie walcem, mimo że już się nie doliczę ile razy widziałem ten kawałek na żywo.
Atmosfera w Hyde Parku tez mega pozytywna.
No i jeszcze to „See you very soon!” na koniec :)
Ja jestem na maxa szczęśliwy :)
Darek
09/07/2018 @ 13:54
Fakt, jak na 40-tkę to Meltdown w I części znacznie lepsze (bo reszta, z nowych płyt, do zapomnienia). Gdyby jednak spojrzeć na „jubileusz”, to Smith powinien przynajmniej zrobić przegląd każdej płyty plus kilka nieoczywistości. Tych ostatnich było za mało (Grinding Halt, Jumping Someone…), ale z drugiej strony świętuje się hitami i trudno takiemu tłumowi jak w HP zaserwować np. Siamese Twins (ale że nie było A Strange Day czy Primary…). Niemrawy w sumie tłum (cisza przed drugim wejściem) chyba by przysnął. Fajnie było zobaczyć 60-letnich (przynajmniej:) fanów zespołu i kilka rozmazanych upałem twarzy-makijaży. Niespodzianek większych brak, ale rozczarowań też. Poza tym koncert zostanie pewnie wydany na jakichś nośnikach, więc Smith i spółka musieli być pewni „ładnych” wykonań i takiego odbioru:)
Slawek
09/07/2018 @ 22:15
Właśnie wracamy z koncertu.Co znaczny The Cure w Wielkiej Brytanii to było widać i słychać. Świetne nagłośnienie koncertu! From the edge of the deep green sea…zmiotło mnie sprzed bramki.Rozczarował mnie Interpol.
Ale o tym innym razem.
Marmo
09/07/2018 @ 23:31
Bilet miałem od grudnia,ale udało mi się sprzedać w piątek bo nie mogłem pojechać.. i przykro mi to mówić, ale ciesze się że mnie to ominęło. Właśnie obejrzałem koncert i nie chce negować pozytywnych uczuć tych, którym się podobało…
ja słucham Cure od Desintegration, byłem na pierwszym koncercie w PL oraz na ostatnim i naprawdę chciałem pójść na ten JUBILEUSZOWY koncert, ale moje oczekiwania były nieco wyższe niż standardowy set.
Czy naprawdę już im się nie chce wysilić się choć trochę dla tych co jadą z całej Europy na TEN, jedyny koncert czy po prostu ten skład jest już za słaby by dać coś od siebie…
Przecież ten koncert nie różnił się niczym od zwykłego koncertu… no już początek z Plainsong to grają od 96 roku…. wtedy były ciary, ale teraz to bym już ziewał.
Ten Pan na gitarze to jakaś porażka .. „10:15 SN” woła o pomstę do nieba. Przecież jego gra w ogóle nie oddaje klimatu tamtego Cure. Tylko „Arab” się obronił…
No i szczerze… myślałem że pojawią się goście: Porl, Roger, Boris … przynajmniej…
Dla mnie Cure Live się skończyło… pozostają płyty.
Chciałoby się życzyć „Bo masz 40 nowych lat…”, ale życzę im żeby koncertu z okazji 50 lecia nie robili…
K K Z
10/07/2018 @ 06:35
Mogło być gorzej. Gruby mógł dostać list o Wałęsy.
Patryk
10/07/2018 @ 13:49
Polecam na YT obejrzec sobie koncowke koncertu, podziekowania RS i jak schodza ze sceny…kazdy kto pisze ze dobrze ze go tam nie bylo = to dobrze ze go tam nie bylo , delikatnie mowiac i powinien jezdzic sobie gdzie indziej.
Naprawde przezajebisty wieczor! Do zapamietania na zawsze.
CureMar
10/07/2018 @ 13:57
Ja też nie rozumiem, czego ludzie oczekiwali po tym koncercie. Przecież od początku było wiadomo, że hasło koncertu rocznicowego było wymyślone przez organizatora koncertu jako „chłyt maketingowy”. Robert w wywiadach powtarzał, że występ będzie miał charakter przeglądowy z akcentem na tę „jaśniejszą” stronę działalności grupy. No i oczywistym jest, że kierowany był do festiwalowej, angielskiej publiczności. I to wszystko było a nawet więcej. Naprawdę zaskoczony byłem, że pojawiło się „If Only Tonigjht We Could Sleep” czy „Disintegration” – to wg mnie jawne ukłony w stronę fanów.
Będąc na miejscu i widząc entuzjazm 60-tysięcznego tłumu naprawdę ciężko negatywnie oceniać ten koncert.
Już prędzej narzekać można na repertuar zaprezentowany na Meltdown Festival, bo tam była doskonała okazja, żeby zagrać np. „Lament” czy „Fight”.
Lizak
10/07/2018 @ 14:44
Koncert był świetny i nie ma co dyskutować. My Polacy narzekanie mamy we krwi, założę się, że nawet jakby zagrali wszystkie albumy po kolei to ktoś by się znalazł komu by to nie pasowało. Atmosfera w Hyde była po prostu magiczna. Reakcja fanów na każdy numer pełna entuzjazmu, wokół mnie wszyscy śpiewali ile sił w gardle. Patryk zgadzam się z tobą, kto mówi że dobrze że go tam nie było powinien zmienić zainteresowania. Wokalnie, muzycznie na najwyższym poziomie. a „From the Edge …” rozwaliło system. Szkoda że już po wszystkim…… pozdro dla wszystkich
cures
12/07/2018 @ 23:51
Trochę dziwi, dlaczego niektórych dziwi niedosyt. Czy naprawdę tak trudno to zrozumieć? Czy nie widać, że zespół od kilku lat gra ciągle to samo niezależnie od okazji. Kiedy zamieszać w repertuarze jeśli nie na 40- lecie. The Cure jest kopalnią wybornych utworów o istnieniu. których publika z Hyde Parku może nawet nie wiedzieć. I to była sposobność by przypomnieć charakter grupy, mającej wiele różnych twarzy. Pokazywanie te jednej wypacza oblicze zespołu. Zupełnie nietrafne jest ciągłe podkreślanie dobrej energii, zabawy podczas koncertów przy dźwiękach „In between days”. W działalności The Cure to nigdy nie był motyw przewodni. Fani oczekują czegos więcej i od jakiegoś czasu nie otrzymują nic ponad ograny standard. To jest chyba oczywiste. Zgadzam się też że formuła z Reevesem się pomału wyczerpuje. Jego styl nie do końca pasuje do brzmienia The Cure, a niektóre wykonania sprawiają wrażenie wręcz karykaturalnych.
Maciek H.
13/07/2018 @ 01:25
Patrząc na reakcje fanów podczas koncertów to nie widać tego niedosytu i niezadowolenia. Ba, największy entuzjazm niezmiennie wywołuje Lullaby, Walk, FIIL itp.
Tak że możemy sobie narzekać, że „dawno” nie zagrali New Day, I’m Cold, Big Hand i wielu wielu innych. Fakt jest jednak taki, że to co grają publice się podoba, a wielotysięczne koncerty wciąż wyprzedają się w kilka minut.
Niedosyt? Cokolwiek by nie zagrali – śmiem twierdzić, on zawsze będzie. Nagrali po prostu „za dużo” kawałków, które COŚ znaczą dla każdego z nas. Po 40 koncertach, na których byłem niedosyt mam cały czas taki sam. I (może z wyjątkiem Lullaby ;) ) każdy jeden kawałek cieszy mnie jak cholera. I to nie tylko dlatego, że za każdym razem brzmi on.. trochę inaczej :))
Tomgroosh
13/07/2018 @ 10:55
Niedosyt???? Myślę, że TC nigdy nie dali nam powodów, aby mieć niedosyt ;-))) I chyba ci z nas, którzy byli również w Hyde Parku to potwierdzą – ja potwierdzam.
Chociaż…. jak tak się mocniej zastanowię, to jednak mam jakiś „niedosyt” : tak jak za każdym razem jeszcze bardziej wyczekuję kolejnego koncertu.
I liczę, że „very soon” oznacza „very soon”.
No i że będzie FAITH!!! :-)
peiter
13/07/2018 @ 11:33
Maciek H – 40 koncertów? Podziwiam! Ile najwięcej w roku zaliczyłeś?
Maciek H.
14/07/2018 @ 00:26
Peiter.. 10 w 2000. Moja relacja kiedyś tu była, może zresztą nadal wisi. Aczkolwiek to juz bylo dawno temu, więc ostrzegam że pojechana trochę ;))
Patryk
14/07/2018 @ 11:34
Maciek H, bardzo dobra relacja,pamietam ja do dzis i to miedzy innymi ona mnie zainspirowala zeby zrobic podobnie:) Obejrzalem w 2008r wszystkie koncerty od Hamburga do Londynu :) 2 miesiace w podrozy:)40tu jeszcze na liczniku nie mam ale robie co moge :)
Maciek H.
15/07/2018 @ 02:36
Patryk.. czad! W takim razie kilka razy się minęliśmy po drodze :)