Do kariery przez covery

Nie ma chyba wykonawcy, który w swojej twórczości nie ma na „sumieniu” swojej wersji utworu innego artysty. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że droga do własnej twórczości wiedzie przez twórczość poprzedników.

Na „cover” bo o tego rodzaju twórczości mowa nie ma dobrego przepisu. Nagranie pierwowzoru w odbiciu 1:1 nie otworzy drzwi do kariery, podobnie jak nagranie go w odbicu 1:2000, gdy właściwie z oryginałem wspólny jest jedynie tytuł np: Blind Stag – To Wish Impossible Things. Dobry cover według mnie musi coś wnosić ciekawego do oryginału, niekoniecznie wywracając pierwotną wersję do góry nogami.
Bo wiem, że tak można. Przykład – stary jak świat – Jimi Hendrix – All Along The Watchtower, nieco młodszy – Concrete Blonde – Everybody Knows. Lekka zmiana aranżacji, dodanie wyrazistości i cover jak malowany.

Są też wykonawcy, którzy praktycznie całą karierę oparli na własnych interpretacjach utworów innych artystów (Joe Cocker) ….tak, zespół Żuki też. The Cure nie są wyjątkiem w tej kwestii. Na debiutanckiej płycie zamieścili swoje spojrzenie na Foxy Lady – Jimiego Hendrixa… i to według mnie była interpretacja 1:1000. Purple Haze z płyty Tribute to Jimi Hendrix brzmiało już o niebo lepiej. Na szczęście na płycie zamieścili cały zestaw swoich świetnych kompozycji, które do dnia dzisiejszego są przedmiotem różnych intetpretacji. Tendencja w coverowaniu utworów The Cure jest taka, że utwory do Seventeen Secends – a i owszem, potem sporadycznie utwory z Pornography, ale do Kiss Me Kiss Me Kiss Me i Just Like Heaven praktycznie posucha.

Ostatnio, dzięki uprzejmości Osoby Uprzejmej wpadła mi w odtwarzacz płyta Frankie Rose, która postanowiła nagrać w swojej wersji cały album Seventeen Seconds. Układ utworów jest identyczny z oryginałem. Rozpoczynamy z „A Reflection”. Początek w sumie różni się jedynie tempem… ciut szybciej… ale od 1:14… kosmicznie. „Play For Today” na początku praktycznie bez różnicy, jedynie żeński wokal, który dobrze się wpasowuje w klimat orygiału. „Secrets”… do pojawienia się wokalu, praktycznie jest identyczny z oryginałem. „In Your House” również do pojawienia się wokalu niczym nie odbiega od oryginału… aż do 1:10… gdzie pojawiają się dziwnie brzmiące klawisze, które w dalszej części utworu nieco sprowadzają ten utwór do brzmienia Classix Nouveaux. „Tree” brzmi nieco jak wstęp do „Echoes” Pink Floyd i podobnie kosmicznie jak „A Reflection”.Na „The Final Sound” zabrakło pomysłu. Kolejny utwór to kanon muzyki – A Forest – muzycznie bez zarzutu, zdecydowanie najjaśniejsza gwiazda tej płyty. Najmniej przerysowana. „M” – jak na całej płycie… wokal damski nie razi, jest dobrze. „At Night” jest w porządku do 3:17, wtedy pojawiają się dziwne klawisze, psujące nastrój. „Seventeen Seconds”… i znów te dziwne klawisze.

Sztuka nagrywania coverów jest sztuką nielada. Może wynieść na wyżyny, stać się trampoliną ku karierze, albo pogrzebać wszelkie nadzieje ku temu. A więc jak zapowiada się kariera Frankie Rose? Z tego co wiem, dziewczyna radzi sobie całkiem nieźle. Świadczą o tym cztery albumy. Najświeższy „Cage Tropical” pochodzi z 2017 roku. Można zatem powiedzieć, że nagranie „Seventeen Seconds” było pewną odskocznią i hołdem dla ulubionego wykonawcy.

Marcin De Cember
Autor prowadzi stronę z coverami The Cure na Facebooku: CCCP – Curiosity Cure Covers Page

Albumu „Seventeen Seconds” możecie posłuchać w całości poniżej…