Powrót ekscentrycznego rockera

[Artykuł z 1995 roku] Konstancja nad Jeziorem Bodeńskim. 17 czerwca – historyczna data: mgła podnosi się znad tajemniczo oświetlonej odcieniami czerwieni i błękitu sceny festiwalu „Rock am See”. Stadion zostaje nagle wypełniony okrzykiem 25 tys. gardeł. Podczas gdy melancholijny nastrój letniego wieczoru przenika ostry gitarowy riff, w oparach dymu pojawia się sylwetka Roberta Smitha (36 lat). Krępa postać w topornych koszykarskich butach, z dziwnymi utapirowanymi włosami, które przypominają ptasie gniazdo. Fani jak zaczarowani wpatrują się w jego pomalowane na czerwono usta, podczas gdy ojciec chrzestny angielskiej nowej fali mówi do mikrofonu: „Chcę i chce i chcę. I spadam i spadam i spadam. Dążę tam, pije wodę i tone i tonę, tonę we łzach.”

The Cure dali sześć koncertów w całej Europie: w Konstancji, Atenach, Mediolanie, Paryżu, Roskilde i Glastonbury. Wszystkie zaczynali nową, nie publikowaną dotąd kompozycją „Want”. Mroczne teksty, jak choćby właśnie „Want”, są typowe dla Roberta Smitha, który czczony jest przez swoich wielbicieli jak święty. Długa, trzyletnia przerwa w działalności, podczas której do głosu doszły nowe trendy muzyczne, jak techno i rave, nie zaszkodziła legendzie The Cure. W Konstancji tysiące rozentuzjazmowanych fanów świętowało ponowne spotkanie ze swoimi idolami. Radykalni wielbiciele mieli nie tytko włosy i make up ustylizowane na Roberta. Znakomicie naśladowali także jego miny i charakterystyczny człapiący sposób chodzenia.

Wokalista The Cure, który wraz z żoną mieszka angielskim kurorcie Bath, nie przepada za tymi dowodami uwielbienia. Sam traktuje siebie i swój image o wiele mniej poważniej niż fani. „Człapie tak smutno po okolicy, bo jestem zbyt leniwy, żeby zawiazac sznurowadła”, wyjaśnia Robert z uśmiechem. „Czasami moze wyglądam trochę mrocznie, ale to tylko dlatego, ze wypijam za duzo czerwonego wina i boli mnie glowa i na scenie poruszam się moce trochę dziwnie, bo jestem nieśmiały, a niekiedy nawet skrępowany.”

Obecnie The Cure zakwaterowali się w domu Jane Seymour, w pobliżu Bath. W nowym składzie (Robert – wokal, gitara. Simon Gallup – bas, Perry Barnonte – klawisze, gitary, Roger O’Donnell – klawisze, Jason Cooper – perkusja) przygotowują nowy album, który ukaże sie w lutym 1996 roku. „Wtedy ruszymy jeszcze raz w trasę, będzie to trasa ostatnia” grozi Robert. Ale te groźby to juz rytuał. Ekscentryczny rocker straszy juz od 16 lat, że każde następne tournee bedzie ostatnie.

Artykuł ukazał się w tygodniku Bravo, 1995 r.
Podziękowania dla Sławka za udostępnienie materiałów.