Utrzymany w nastrojowym, psychodelicznie zaczarowanym klimacie

(Artykuł z 2000r.) Dwadziescia siedem milionów sprzedanych płyt podczas ponad dwudziestoletniej kariery, to naprawdę niezły wynik, który brytyjska formacja The Cure, zawdzięcza przede wszystkim swemu założycielowi i liderowi, Robertowi Smithowi. Zespół powstał w 1976 roku. Jego pierwszy trzon tworzyli koledzy z klasy. Oprócz wspomnianego Smitha, byli to Michael Dempsey (bas), Porl Thompson (gitara) i Lol Tolhurst (gitara). Pierwotna nazwa kapeli brzmiała The Easy Cure. Słowo Easy zniknęło z nazwy zespołu w 1978 roku. Był to również rok, w którym Thompson ich opuścił.

Majac na koncie kilka występów i prezentacji na różnego rodzaju konkursach, postanowili postarać się o znalezienie wytwórni płytowej, która wydałaby ich dotychczasowy materiał, który nagrali na kasecie demo. I tak za sprawą firmy Fiction, na rynku ukazuje się ich debiutancki album „Killing A n Arab”. Mimo późniejszych, zmieniających się składów zespołu i wszystkich kolejnych płyt, a byto ich dwanaście, zespół wciąz się rozwijał, nie zatracając przy tym tak charakterystycznego dla tej formacji brzmienia, którego od samego początku autorem był Robert Smith, nieodłącznie już kojarzony z zespołem, stając się jednocześnie jedną z najciekawszych osobowości muzyki brytyjskiej ostatniego dwudziestolecia.

W 1991 roku brytyjski przemysł muzyczny przyznaje The Cure nagrodę w kategorii najlepszy zespół. Do tego czasu zespół ma na koncie już kilka płyt i to bardzo udanych, jak na przykład „Seventeen Seconds” (1980), „The Top”, będącą w całości autorstwa Smitha, „Kiss Me Kiss Me Kiss Me” (1987) czy „Disintegration” (1989) z wielkim przebojem „Lullaby”. Ogromnym sukcesem cieszy się wydany w 1992 roku, krążek „Wish”, wynosząc zespół na szczyty list przebojów.

Najnowszy dorobek The Cure w postaci dziewięciu piosenek ukazał się niedawno na kolejnym, trzynastym, studyjnym krążku zatytułowanym „Bloodflowers”, zawierającym wszystko, co w dotychczasowej karierze zespołu najlepsze. Utrzymany w nastrojowym, psychodelicznie zaczarowanym klimacie, ukazuje jednocześnie konsekwencje i emocjonalną głębię, świadcząc o bardzo dobrej kondycji zespołu. Tak dobrej, że sam Smith uważa „Bloodflowers” za najdoskonalsze dzieło The Cure.

 

Tekst ukazał się w Gazecie Wyborczej, 2000 r.
Podziękowania dla Sławka za udostępnienie materiałów.