Piotr Kaczkowski w swoim zbiorze ma około 40 płyt The Cure, w tym absolutny rarytas, którego każdy fan Smitha by mu pozazdrościł, czyli koncert z Łodzi z 2000 r. przysłany mu przez samego lidera zespołu…
Łukasz Kamiński: Kiedy po raz pierwszy usłyszał pan The Cure?
Piotr Kaczkowski: To musiał być koniec lat 70. Pamiętam, jak zdobyłem 12-calową płytę „A Forest”. Na okładce było zupełnie niesamowite czarno-białe zdjęcie lasu, jakby zrobione tuż przed świtem, bardzo przyciągało oko.
A kiedy zobaczył ich pan po raz pierwszy?
Pierwszy koncert The Cure widziałem w połowie lat 80. Potem długa przerwa i występ w Radio City w Nowym Jorku, na dwa miesiące przed ich pojawieniem się w Polsce. Z tego amerykańskiego koncertu nie mam najlepszych wspomnień. Publiczność była kompletnie rozkojarzona, nie było atmosfery. Zupełnie inaczej było natomiast w listopadzie 1996 r. w Katowicach. Koncerty były tak bardzo różne, że równie dobrze mogłyby być zagrane przez dwa różne zespoły. Sam Smith przyznał mi się kilka lat później, że Polska go zaskoczyła, że publiczność tutaj fenomenalnie chłonie muzykę. Wtedy też w Katowicach po raz pierwszy miałem okazję zamienić kilka słów z Robertem Smithem. To nie był wywiad do radia czy dla gazety, Smith pozował do zdjęć, a ja go zagadnąłem. Potem spotkałem się z nim tylko raz.
To wtedy zrobił pan z nim wywiad, którego fragmenty trafiły do książki „42 rozmowy”?
Nie, to było jeszcze później. Okoliczności tego wywiadu okazały się niecodzienne. Wiadomo, że Smith nie przepada za dziennikarzami, a konferencji prasowych unika. Dostałem szansą wywiadu telefonicznego, ale bez określonego limitu czasowego. Ku mojemu zaskoczeniu Robert Smith zaproponował mi aż pół godziny i opowiadał chętnie, oferując coraz głębsze i coraz bardziej ponadczasowe przemyślenia. Dopiero na samym końcu rozmowy okazało się, że u niego w domu popsuło się ogrzewanie i Smith zaszył się pod kołdrami i kocami do przyjścia fachowców. Ja swoimi pytaniami wstrzeliłem się właśnie w to jego oczekiwanie.
Według wyliczeń The Cure zagrali już ponad 1200 koncertów. Myśli pan, że jest u nich miejsce na rutynę?
To zależy, jak rozumiemy określenie „rutyna”. Bo jeśli jako doświadczenie, to owszem, The Cure tego nie brakuje. Poza tym Smith mówi, że każdy koncert stara się grać, jakby to był jego ostatni. Musi więc za każdym razem dać z siebie wszystko. I jeśli publiczność tego chce, to daje.
Gazeta Wyborcza, 2008 r.
Więcej o Kaczkowskim na stronach Trójki.