Koncertowy Show trwa już 20 lat

19 pazdziernika 1993 roku ukazal sie Show. Koncert zarejestrowany rok wczesniej podczas amerykanskiej czesci trasy The Wish Tour. Ponizej recenzja wersji wideo.

Często można się zetknąć z opinią, że zespół The Cure na koncertach nie jest ciekawy, swoje utwory wykonuje bowiem w dokładnie w taki sam sposób jak w studiu. Z recenzji z kaset video wynika też, że ich koncerty są rejestrowane w w sposób statyczny, nudny, bez inwencji. Dla mnie jednak każdy występ The Cure, którego słuchałem z płyt lub oglądałem z taśmy, był inny i interesował mnie zawsze z innych powodów. Raz urzekał mnie nastrój (In Orange), raz oprawa scenograficzna (fragmenty Play Out), a kiedy indziej niespodzianki repertuarowe (Paris). Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że nie wszystkich fanów dotychczasowe materiały koncertowe The Cure mogły przekonywać. Najbardziej jednak wymagających powinien zadowolić film Show, zrealizowany podczas serii koncertów w czerwcu 1992r. w The Palace Auburn Hills w stanie Michigan.

Od pierwszych chwil zwraca uwagę oprawa scenograficzna koncertu. Kilka ogromnych filarów i płachty materiału porozwieszanego między nimi stworzyły efekt olbrzymiej przestrzeni. Gdy dodamy do tego wspaniałe, wielokolorowe światła, lasery i dymy – efekt piorunujący…

Repertuar Show jest bardzo zróżnicowany i choć w głównej i choć w głównej części składają się nań utwory z płyty Wish, od Open do End, możemy usłyszeć także starsze kompozycje. The Cure po piętnastoletniej działalności jest zespołem o tak dużym dorobku, że może zapewnić podczas występu szeroką gamę nastrojów.

Po Open i High z Wish słyszymy dwie piękne piosenki z Disintegration – Pictures Of You i Lullaby. Zwłaszcza przy tej drugiej zadziwiają światła- wszystko zielone aż do bólu. „Show me, show me, show me how you do that trick”- śpiewa pan Smith i publiczność szaleje w rytm jednej z najbardziej popularnych piosenek The Cure. Po mrocznym, niepokojącym i pięknym Fascination Street przychodzi kolej na bardziej dynamiczny A Night Like This. Zespół zdaje się panować nad emocjami słuchaczy w stu procentach. Utwór Trust bardzo wycisza publiczność, a po chwili rozpoczyna się prawdziwa zabawa przy bardziej popowych numerach grupy.

Od Doing The Unstuck prze Friday I’m In Love do Inbetween Days trwa regularne szaleństwo, któremu poddają się nie tylko widzowie, ale również członkowie zespołu. Mimo, że ta strona The Cure nie jest moją ulubioną, to cieszę się, że i takie piosenki w ich repertuarze istnieją; są one jakby odskocznią od pesymistycznych treści, które czają się w innych utworach. Po zakończeniu tej bardziej rozrywkowej częsci koncertu przychodzi czas na to, co lubię najbardziej. Prawdziwa perełka albumu Wish, a mianowicie From The Edge Of The Deep Green Sea. W tej kompozycji jest dla mnie wszystko, kwintesencja The Cure, wszystko to, za co ich tak szanuję i podziwiam. Niesamowite zagęszczenie brzmienia, histeryczny głos Roberta i wyjąca gitara Porla Thompsona. Ale na tym nie koniec, bo oto słyszymy Never Enough i Cut- numery, które zawsze brały mnie za łeb i rzucały o ścianę- bardzo duża przyjemność. Oficjalną część koncertu zamyka dołujący i ciężki End (z zakończeniem przypominającym kompozycję Pornography z pamiętnego albumu o tym samym tytule).

Po chwili zespół wraca na scenę na prośbę wielotysięcznej publiczności. Najpierw To Wish Impossible Things. Potem miła niespodzianka w postaci utworu Primary, którego dawno nie wykonywali na koncertach. Boys Don’t Cry i Why Can’t I Be You? znowu podrywają zgromadzony tłum do zabawy, zwłaszcza ten drugi utwór wywołuje spore emocje (nawet sam mistrz Robert odkłada gitarę i hasa po scenie).

Na koniec, jak to już bywa na koncertach The Cure, zespół gra A Forest. Utwór już wiekowy, ale ciągle porusza i wgniata linią basu w fotel. Jakby tego było mało, chłopcy prezentują go w wersji niezwykle natchnionej, przejmującej, rozbudowanej o solówkę Roberta. Gdy gaśnie reflektor padający na Simona, do którego należą ostatnie dźwięki ogarnia mnie żal, że w czerwcu 1992 roku znowu nie byłem we właściwym miejscu.

Kamil Dąbkowski