CUREFEST, Warszawa Proxima 19.11.2006

Short term effect

Cieszę się, że tej mglistej niedzielnej nocy znaleźliśmy się w Proximie na długo oczekiwanym CUREFESCIE. Muszę jednak od razu zaznaczyć że, kupno biletu z 3-tygodniowym wyprzedzeniem nie było konieczne. Fatalna frekwencja była zdecydowanie największym problemem imprezy. Na początku myśleliśmy że, autokary z kjurami z poza Warszaw utknęły gdzieś przy wjeździe do miasta – z czasem zaczęliśmy tracić wiarę.

Zaczęliśmy od sali gdzie wyświetlana była Trylogia. Zajęliśmy stolik i obserwowaliśmy. Klimat zdecydowanie depresyjny. Garstka fanów oglądających w milczeniu kawałki z Disintegration. Nie mogę powiedzieć, że to nie pasuje do zespołu. Było to w pewnym sensie dość fajnym doświadczeniem ale chyba nie tego się spodziewaliśmy.

Wkrótce usłyszeliśmy „100 years” i ruszyliśmy pod scenę. Pierwsze wrażenie zespołu – prawie jak „The Cure”. Głowy „The Cureheads” przynajmniej z pewnej odległości bardzo przypominają głowy „The Cure”. Pierwsza nagroda należy się oczywiście basiście – imponująca fryzura. Przypominał mi trochę Siouxsie Sioux. Generalnie chodzi mi o to że wizualnie zespół wypadł bardzo dobrze. To samo można powiedzieć o gestach, które „Robert” miał doskonale przećwiczone. Głosu też można mu pozazdrościć – całkiem podobny do oryginału chociaż tylko przy niektórych utworach.

Muzycznie było całkiem przyzwoicie. Genialnie było usłyszeć muzykę The Cure na żywo. Jedyną rzeczą która mogła irytować były teksty. Wokalista skakał po zwrotkach a nawet pomiędzy tekstami różnych utworów z łatwością baletnicy. Doszło do tego że w pewnym momencie usłyszeliśmy „she’s lost control again”. Czyżby Joy Division było kolejną inspiracją zespołu? Przyznaje jednak że bardzo podobało mi się gdy przy „Primary” „Robert” sięgając po fragment tekstu z innej wersji utworu którą można usłyszeć na „Faith Delux”. Podobała mi się też wydłużona wersja „Why can’t I be you” na zakończenie występu, kiedy „Robert” siedząc na podłodze wyśpiewywał teksty z różnych utworów.

Nawet tak mała frekwencja nie mogła powstrzymać nas od świetnej zabawy na parkiecie. Naprawdę bawiliśmy się bardzo dobrze. Przynajmniej mieliśmy nadzwyczaj dużo miejsca do tańczenia. Jeśli chodzi o set listę to mi osobiście przypadła ona do gustu – dużo starszych utworów.

Koniec występu oznaczał jednak koniec imprezy. Nic więcej się nie działo. Zostaliśmy jeszcze chwile żeby porozmawiać z zespołem. Naprawdę bardzo fajni ludzie. Przede wszystkim wielki plus za to, że z taką chęcią socjalizowali się z publicznością.

Podsumowując: wielkie brawa dla zespołu i bura dla fanów. Co robiliście w niedziele 19 listopada 2006 między 20 a 24? Powiecie pewnie: 35zł, niedziela wieczór – to żadne argumenty. Szkoda, że tak wyszło, szkoda że, tak krótko to trwało. Chyba „charakteryzacja” do CUREFESTU zajęła mi więcej czasu niż trwała impreza.

Proponuje w ramach zadośćuczynienia zorganizować wkrótce kolejną kjurowską imprezę – tym razem obecność obowiązkowa!!!

W każdym razie wielkie dzięki dla organizatorów za zorganizowanie CUREFESTU!!!

Bartek