Wywiad przeprowadzony jakiś czas temu, przy okazji imprezy w czasie której The CUREheads grali w Warszawie.
Zapytaliśmy Gary’ego Clarke’a między innymi dlaczego The Cure, oraz o jego nadzieje związane z nową płytą….
Już za paręnaście godzin zacznie się wieczór z muzyką The Cure. Zarówno tą z płyt, jak i na żywo. Parę tygodni temu poprosiliśmy wokalistę The CUREheads, by odpowiedział na parę naszych pytań. Oto jego odpowiedzi:
– Jak długo słuchasz The Cure?
Od mniej więcej 1982 czy 1983 roku.
– Pierwszą piosenką The Cure, którą pamiętasz jest?
Wydaje mi się, że „Boys don’t cry”
– Dlaczego właśnie The Cure?
W mojej szkole, była starsza ode mnie dziewczyna…. wpadłem po uszy…. Ale ona do nikogo się nie odzywała. Pewnego dnia zobaczyłem, że ma przypinkę The Cure – jedną z tych które były dołączane do pisma „Smash hits”. Wziąłem więc kieszonkowe, kupiłem magazyn i tusz do rzęs. Później przez tydzień chodziłem za nią, mając nadzieję, że zauważy przywieszkę… ale nie zauważyła… Ale w szkole „ciepły chłopiec” Kevin dał mi przegrane „Three Imaginary Boys”, a ja z Kevinem staliśmy się dobrymi kumplami.
– Czy spotkałeś kiedyś Roberta Smitha?
Spotkałem go parę lat temu w czasie nagrywania programu Reloaded (tego w czasie którego The Cure zagrali cover Thin Lizzy)* Był bardzo miły. Wspomniał, że Simon wskazał mnie ze sceny jako „Wokalistę The Cureheads”, ale Smith nie widział mnie dobrze, bo jest krótkowidzem. Rozmawialiśmy trochę o gitarach firmy Schecter
* w rzeczywistości chodzi o program Re:covered wyemitowany w BBC 07.07.2002
– Jaki jest Twój ulubiony album/piosenka The Cure?
Ogólnie rzecz ujmując, Wish i The Top stanowią bardzo dobre „wyzwalacze pamięci” o pewnych momentach z mojego życia. Za każdym razem jak ich słucham, widzę twarze ludzi z którymi przebywałem gdy ukazywały się. Dla przykładu, gdy tylko słyszę Shake dog shake wracam pamięcią do squotu na Elephant and Castle* gdzie z bandą gothów polegiwałem „napity” złorzecząc plakatom The Cure
(* dzielnica Londynu)
– Czy kiedykolwiek występowaliście z innymi zespołami coverującymi The Cure?
Tak, spotkaliśmy się z naprawdę wspaniałymi zespołami trybutowymi. Zaprosiliśmy kiedyś The Obscure i EasyCure, by zagrać razem na całodziennym zlocie fanów The Cure – Curefest, który odbył się w 2002 roku w Camden Palace. Muzycznie EasyCure są bardzo dobrzy, ale trochę brakuje im „czucia publiki”. Wierzę, że Ci którzy tam byli zapamiętali ten wieczór jako wieczór dobrej zabawy i szaleństw na parkiecie. Postawmy sprawę jasno, jeżeli chce się tylko posłuchać muzyki, to czy idzie się na występ grupy trybutowej?
– Czy uważasz, że ostatni album jest kiepski?
Gdy pierwszy raz usłyszałem „The Cure” – zachwyciłem się. Naprawdę. Uważałem, że zarówno gitary jak i wokal były rewelacyjne. Jednakże nie powalił mnie. Wydawał się być niedokończony i brakowało tego „wypolerowania” charakterystycznego dla innych projektów którymi zajmuje się Robert Smith. Alt.End, Us and Them i Before three, to najlepsze według mnie piosenki Partie głosowe z jednej strony są bardzo dobrze nagrane, ale z drugiej wydają się być wymuszone. Słowa i ton głosu wskazują że Robert desperacko szuka „leku”. O ironio, gdy się podda i po prostu nagrywa dany utwór, ten „lek” pojawia się znikąd. (Gdy słucha się dem z wydań deluxów, to ciężko w nich dostrzec geniusz i „lek”, który później ujawnia się na ostatecznej wersji albumu). Z niecierpliwością czekam na ujawnienie nagrań demo z sesji do „The Cure”
– Którą piosenkę jest Tobie najtrudniej zagrać z emocjonalnego punktu widzenia?
„Cut here” – ta piosenka zawsze na mnie działa. Ale nie chodzi o treść. Jest po prostu coś w tej muzyce, w warstwach, które poszczególne instrumenty tworzą. To może tylko przypadek, ale w przedrefrenie „Over my shoulder as I walk away” partia grana przez sześciostrunowy bas współgra – rezonuje z partią basu i wokalem tworząc naprawdę dziwną lecz piękną harmonią. Wydaje się że oprócz mnie jeszcze ktoś śpiewa, perfekcyjnie, bez fałszu, w doskonałej harmonii. Nieraz obracałem się by zobaczyć czy Sean albo Jeremy śpiewają, ale nie, nie śpiewali. Zawsze przechodzi mnie dreszcz w tym momencie…
Nie gramy również „A letter to Elise” dlatego, że mój basista, Sean i jego żona stracili podczas podczas porodu swoje dziecko – dziewczynkę, miała ona mieć na imię właśnie Elise. Gdy Sean słyszy tę piosenkę, za każdym razem widać na jego twarzy ból.
– Jakie są Twoje oczekiwania związane z nowym albumem The Cure?
Takie jak zawsze: A/// E/// Bm/// D/// a, no i F#m// G// (bridge)
Nie no, żartuję (chociaż tak naprawdę, to praktycznie połowę piosenek The Cure można zagrać znając te akordy) Mam nadzieję na psychodeliczną ścianę gitar, ze wspaniałymi wypełnieniami perkusyjnymi i łamanymi bitami. Jednakże uważam, że każda wspaniała gra na perkusji może zostać całkowicie zaprzepaszczona przy produkcji Rossa Robinsona. Uwielbiam sposób w jaki wyprodukował
płyty Korna, ale cokolwiek Jason nie zagra, to po jego przeróbkach brzmi jakby było grane na kartonowych pudłach.
– Czy myślisz, że The Cure BEZ klawiszy jest dobre?
Osobiście wolę The Cure z klawiszowcem. Ale kto wie? Ucieszyłby mnie bardzo powrót Lola do zespołu. To co stworzył na swoim ostatnim albumie (Levinhursta) było wspaniałe i dużo bardziej innowacyjne niż „The Cure”. A co jeśli Lol przeniósłby to do The Cure?
– Co myslisz o solowym albumie Rogera O’Donnella?
Bardzo mi się podoba jego nowy album. Lubię słuchać go gdy czytam. To idealny album właśnie do czytania. Razem z Davidem Sylvainem, Japan i Nickiem Drakiem, stanowił idealną playlistę w Itunes do czytania w łóżku.
Roger i Lol to moi całkiem dobrzy kumple.
– Czy byłeś w Royal Albert Hall na koncercie The Cure?
Nie, nie udało mi się, byłem wtedy w Chicago, ale Sean – basista, zadzwonił do nas i słyszałem A Forest na żywo. Zarówno Sean jak i Jeremy byli na koncercie. (Jeremy dość często jest na liście gości na koncertach The Cure, jako że mieszka całkiem blisko Roberta) Obaj stwierdzili że koncert był fantastyczny, i że The Cure „dali czadu”.
– Czy kiedykolwiek wkręciłeś kogoś że jesteś Robertem Smithem? (na przykład w czasie rozmowy telefonicznej)
Nie z wyboru. Ale kiedyś, gdy byliśmy w Nowym Jorku, przed koncertem byliśmy w restauracji Franka Sinatry i kelnerka myślała, że jesteśmy The Cure. Ludzie przy jednym ze stolików postawili nam drinki. Po posiłku cała obsługa ustawiła się w rządku by zrobić sobie z nami zdjęcie. Zaraz potem wzięliśmy nogi za pas.
– Co sądzisz o Polakach?
Bardzo was lubię. Mieszkałem w Tychach przez pół roku i byłem nauczycielem angielskiego. Uwielbiam żurek, pierogi, barszcz i roladę. Nie mówię jednak po polsku. „Pekney Pempek”. Polskie dziewczyny są naprawdę najpiękniejsze na tej planecie.
– Czy planujecie coś specjalnego na występ w Polsce?
Zamierzam jeść duuuuużo bigosu i wypić jeszcze więcej żubrówki. A, chodzi o koncert… Zawsze gramy coś specjalnego. Jednakże polska publiczność może liczyć na specjalną piosenkę otwierającą koncert.
– Ile razy graliście w Polsce?
Parę razy graliśmy w zeszłym roku akustyczne koncerty w Krakowie, Katowicach i Oświęcimiu.
– Jaką jeszcze muzykę lubisz?
Hm… przechodzę pewne etapy. W tej chwili na przykład odkrywam na nowo Gary Numana i Japan. Uwielbiam Jeffa Buckleya, Nicka Drake’a i od czasu do czasu odświeżone albumy Bowiego. Jestem pod wrażeniem twórczości The Killers i Outcasta.
– Czy zamierzacie przywieźć egzemplarze swojego DVD aby sprzedać je po koncercie?
Nie, nie sprzedajemy DVD, każdy kto zawita na naszą stronę i wyrazi chęć, dostanie je od nas w prezencie.
Dzięki wielkie za odpowiedzi! Do zobaczenia!
Tłumaczył najlepiej jak potrafił – Nevyn