Smith i Bowie razem w studiu XFM

W 1995 roku londyńska rozgłośnia XFM gościła w studiu Roberta Smitha i Davida Bowie’go. Rezultatem tego była półtora godzinna dyskusja na temat życia, sztuki i muzyki. Fragment prezentujemy poniżej…

Smith: Nigdy nie czułem potrzeby, żeby mieszkać poza Anglią. Głównie z racji rodziny, na prawdę…

Bowie: Wygląda na to, że znaleźliśmy się na dwóch różnych biegunach. To znaczy, nie mieszkam w Anglii od 1974 roku. A mieszkając tu wcześniej nie miałem rodziny w pełnym tego słowa znaczeniu. Był tutaj mój syn, ale nie byliśmy razem, do teraz, kiedy to zaczynamy być na nowo rodziną z moim synem i córką Iman (Iman Bowie – żona Bowiego – przyp. MM). To naprawdę dziwne, ale staliśmy się nagle czteroosobowa rodziną. Myślę więc , że jest to w pewnym sensie dla mnie nowy początek i powód, dla którego być może warto wrócić do Anglii i odnaleźć na nowo korzenie. Jestem znowu oczarowany atmosferą tu panującą. Przez ostatnie dwa, trzy lata, odwiedzając za każdym razem Londyn czułem się niezwykle podekscytowany.

Smith: To jest ta różnica. Mieszkałem w Londynie przez około sześć lat, bo nie pochodzę stąd tylko z Sussex. Przeniosłem się tutaj i kupiłem mieszkanie, bo miałem już dość spania na podłodze po znajomych. Podobało mi się tutaj tak do końca lat osiemdziesiątych. Teraz nienawidzę wracać do Londynu.

Bowie: Może z poczucia nudy? Spowszednienia?

Smith: Myślę, że istnieje różnica między Londynem, a reszta Anglii. Jak na przykład wybrzeże Sussex, skąd pochodzę, jest takie bardzo angielskie, ale to dobrze, kiedy podróżujesz po kraju. Jesteśmy w Anglii. Oczywiście wyjeżdżamy jako grupa za granice, gramy itd. ale każdy żyje w Anglii i porusza się po kraju. Żyjemy w różnych jego częściach, odwiedzamy się nawzajem co powoduje, że nie myślisz o Anglii z perspektywy wielkiego miasta. Ponieważ Londyn stal się… właśnie dzisiaj próbując dostać się tutaj, przypomniałem sobie, jakie to straszne. Przedmieścia Londynu są… to niewiarygodne…

Bowie: Opowiedz mi o tym. Bo ja dorastałem na przedmieściach Londynu i są one…

Smith: …i  słuchałem wtedy 'The Buddach of Suburbia’. Dobry Boże to wszystko mnie przerasta…

Bowie: Ta szarość tego wszystkiego, to jednoznacznie określone przez Orwella społeczeństwo. Moje pokolenie starało się od tego uciec.

Smith: To widać w spojrzeniach ludzi. Jest takie inne. Kiedy poruszasz się po przedmieściach, każdy z nich wygląda przerażająco.

Bowie: No…

Smith: To na prawdę dziwne. Kiedy jedziesz przez Sussex ludzie rozmawiają ze sobą na światłach, czy rzeczywiście zatrzymują się na przejściu, kiedy miga żółte światło (zebra crossing – z żółtymi migającymi lampami – przypal. MM).

Bowie: Ale ta małomiasteczkowa uprzejmość łatwo przemienia się w gwałtowność, kiedy robisz coś innego, co koliduje z okolicą.

Smith: Nie jestem w ogóle akceptowany, ale nie przeszkadza mi to. Zobacz, są też tego pozytywy. W Londynie łatwiej byłoby mi gdziekolwiek wyjść i być rozpoznanym w towarzystwie, a w miejscu gdzie mieszkam zachowuje pewien rodzaj anonimowości i dystans. Mogę mieć włochów z lornetką na plaży, ale sąsiedzi na prawdę nie muszą mnie nosić w sercu. Byłbym przerażony, gdyby tak było.

Bowie: Po pierwsze, tworzysz dla publiczności podświadomie, czy żeby zaspokoić własne potrzeby – ponieważ muszę to wyjaśnić, zanim zmienię temat?

Smith: Myślę, że w tym wypadku – pomyślę o tym podczas rozmowy – muszę poważnie przedefiniować tych, do których pisałem, na tych, do których to dotrze. Kiedyś akceptowałem pisanie ludziom w myślach. Nie uważam na początku… Chyba nikt nie wierzy w to, że usłyszy go cała masa ludzi, dla których to ma znaczenie.

Tłumaczenie: Marcin Marszalek.

Dwa lata później Robert Smith został zaproszony na specjalny urodzinowy koncert Davida Bowie w Madison Square Garden.