Levinhurst, Progresja, Warszawa 10/3/2010
W 1990 r. kupiłem w jednym z bydgoskich sklepów muzycznych kasetę video „Staring at the Sea” The Cure. Pamiętam, że największe wrażenie zrobiły na mnie starsze teledyski zespołu oraz przerywające je, nagrane amatorską kamerą video, ujęcia z początkowego etapu działalności grupy. Zapoznałem się z tym materiałem rok po odejściu Lola Tolhursta z zespołu i 11 lat po opuszczeniu The Cure przez Michela Dempseya. Pomyślałem wtedy, że nie będzie mi dane poczuć ducha tych wczesnych występów i pewnie nie będę miał okazji zetknąć się na żywo z muzyką The Cure w ich wykonaniu. Po dwudziestu latach marzenia się spełniły.
Szczerze mówiąc, wybrałem się na ten koncert tylko dlatego, że była okazja zobaczenia dwóch muzyków z pierwszego składu Curów (w tym jednego z założycieli). Po przybyciu na miejsce okazało się, że jestem jedną z około 10 osób, które przybyły na wyznaczoną godzinę rozpoczęcia koncertu. Po małym czasowym poślizgu, żwawym utworem rozpoczął support koncertu Levinhurst w Polsce, grupa „ToDobro”. W mojej subiektywnej opinii muzycznie wypadła całkiem nieźle, w tekstowej natomiast trochę gorzej. Dźwięki gitar mają bardzo zbliżone do The Cure, zagrali nawet jeden z moich ulubionych kawałków tej grupy „Chain of Flowers”. W sprawie ich autorskich utworów nie jestem w stanie się szerzej wypowiedzieć, ponieważ pierwszy raz usłyszałem je na koncercie. Po zakończeniu występu supportu w sali znajdowało się ok. 40 osób, więc pomyślałem sobie, że do koncertu głównej gwiazdy wieczoru w ogóle nie dojdzie. Na szczęście wymiana instrumentów na scenie i ich szybkie dostrajanie zwiastowały nadchodzący występ. Rozpoczęli ok. 20.00 utworem „Dark” z ich najnowszej płyty „Blue Star”. Od pierwszych dźwięków było słychać, że nie zamierzają „poddać” występu ze względu na małą publiczność, płynnie przechodząc do „Sargasso”. Trzeci utwór i duży aplauz publiczności, „Play for Today” z repertuaru Cure z „wyśpiewaną” przez fanów partią syntezatorową w refrenie. Następny „Another Day” z pierwszej płyty The Cure podgrzał tylko atmosferę. Te dwa utwory znacznie ożywiły koncert, dając wytchnienie widowni do przyswojenia kolejnych piosenek z repertuaru Levinhurst. Następne utwory: „Hope” i „Sorrow” spowodowały, że z równym zainteresowaniem zacząłem śledzić te części koncertu, kiedy prezentowali utwory dawnego Cure i swoje. Kolejne: „10.15 Saturday Night” oraz „Subway Song” z „Three Imaginary Boys” i nasuwające się refleksje.
Pierwsza, dotycząca porównania ostatniego koncertu The Cure w Polsce, gdzie wszystkie bilety zostały sprzedane i koncertu, na którym aktualnie się znajdowałem. Oczywiście oprawa, opieka medialna tego drugiego znacznie skromniejsze, ale uważam, że ci wszyscy fani, którzy nie zdołali dotrzeć na Levinhurst mogą żałować tak samo, jakby ominął ich koncert Curów. Druga refleksja dotyczy opisów pierwszych koncertów The Cure w książce Jeffa Aptera „Nigdy Dość” i ich wizualizacji na wspomnianej przeze mnie na początku „Staring At The Sea”: ogarnęło mnie właśnie uczucie, jakbym na takim koncercie się znajdował, tym bardziej, że od tej chwili utwory The Cure zaczęły dominować.
W przerwie pomiędzy piosenkami ktoś z publiczności krzyknął „Play Your Own Songs!”, na co Lol Tolhurst ze spokojem odpowiedział „These are my Songs” i zespół rozpoczął kolejny utwór z repertuaru The Cure. Niestety, nie udało mi się zdobyć setlisty z tego wieczoru, ale zespół zagrał na pewno jeszcze z repertuaru The Cure „Three Imaginary Boys”, „Fire In Cairo”, „Boys Dont Cry”, „Grinding Halt” oraz na bis „10.15 Saturday Night” ze słowami „10.15 Wednesday Night”… Z utworów Levinhurst zanotowałem w pamięci „Sandman”, „Mau Mau”, „Saved” i „Kula Den”.
Poza Laurencem Tolhurstem i Michelem Dempseyem, którzy z racji swojego byłego członkowstwa w The Cure są osobami najbardziej rozpoznawalnymi, w skład Levinhurst wchodzą jeszcze (i wystąpili na koncercie): charyzmatyczna wokalistka Cindy Lewinson, której delikatny wokal świetnie wkomponowuje się w styl muzyki zespołu i bardzo wprawny gitarzysta (wyglądający na nieco młodszego od reszty zespołu) Eric Bradley, który współpracował kiedyś z Jerrym Cantrellem z Alice In Chains w ich wspólnym projekcie.
Koncert, na który wybrałem się z ciekawości, okazał się spełnieniem marzeń o zobaczeniu The Cure w „starym wydaniu” oraz w przekonał mnie do muzyki, jaką wykonują byli muzycy tej formacji obecnie. Myślę, że przy lepszym wsparciu medialnym nowa płyta Levinhurst miała by duże szanse, żeby osiągnąć wielki sukces. Z jednej strony, podczas koncertu cieszyłem się, że było tak mało osób, ponieważ dzięki temu mogłem być bardzo blisko zespołu i uczestniczyć w naprawdę niezwykłym wydarzeniu muzycznym, z drugiej strony jednak, boję się, że kolejna trasa koncertowa Levinhurst może ominąć Polskę właśnie z tego powodu.
Jacek Łęgowski
video: Jacek Łęgowski; foto: Kara Rokita