Bestival Live 2011 (nagrany 9 września 2011 podczas festiwalu odbywającego się na Isle Of Wight) to – podobnie jak Entreat – koncertowy album „z kluczem”. Żeby go sprawiedliwie ocenić, trzeba poznać okoliczności wydania. Jest to wydawnictwo charytatywne, zyski przeznaczone są dla Isle Of Wight Youth Trust – brytyjskiej organizacji zapewniającej psychologiczną pomoc i poradnictwo ludziom do 25. roku życia. Czyli nie powinniśmy się przesadnie czepiać.
A czepiać się, niestety, jest czego. Ta płyta to tak naprawdę oficjalny bootleg. Surowe brzmienie, prawie bez panoramy stereo, miks sprawiający wrażenie roboczego, przygotowanego na żywo. Brakuje charakterystycznego koncertowego pogłosu, niewiele słychać też publiczności – czyżby rejestracja bezpośrednio z koncertowego stoki mikserskiego? Oczywiście Bestival… ma także i swoje plusy. Takie chociażby, że dwa dyski są wypełnione po brzegi trzydziestoma dwoma przebojami. Zespół nie promuje tu żadnego nowego albumu – od premiery 4:13 Dream minęly wtedy bowiem trzy lata – tylko prezentuje bez wybrzydzania wszystko, co w jego dorobku najlepsze. Nie ma nawet co wymieniać – wystarczy spojrzeć na listę utworów.
Za zaletę można by pewnie też poczytywać niewątpliwą autentyczność i szczerość tego materiału: what you see is what you get (czyli: co zagrali, to nam dali). Nie ma tu ścierny. Jeden pełny, trwający 2 godziny i 20 minut koncert. To ostatnie okazuje się jednak bronią obosieczną. Wpadki, które na żywo szybko odeszły w zapomnienie, na płycie zostaną na zawsze (na przykład wymęczony, wręcz przygnębiający Boys Don’t Cry).
Ewidentnie brak tu jakichkolwiek studyjnych dopieszczeń, doskwiera brak drugiej gitary, kiedy Robert Smith traci oddech – słyszymy to wyraźnie, kiedy oddali się od mikrofonu – tak samo. A wspomniany już miks, czy też jego brak (zespół gra tuż przy uchu) bardzo szybko męczy słuchacza. Cel wydania pewnie i szczytny, ale można było to zrobić dużo lepiej. Bestival to w dyskografii The Cure rzecz peryferyjna.
JORDAN BABULA
Recenzja ukazała się w miesięczniku Teraz Rock.