W latach osiemdziesiątych, zwłaszcza pod ich koniec, upowszechniła się dziwaczna polityka dublowania przebojowych płyt (zbiory singli, a nawet „normalne” albumy) poprzez wydawanie ich w na nowo zmiksowanej formie. Choć wiadomo, że fani danego wykonawcy TO kupią, cała ta polityka śmierdzi zwykłą grabieżą.
Nie wiem dlaczego Smith przystał na taką propozycję — nie sądzę przecież, by brakło mu pieniędzy. Zawsze twierdził, iż ma skromne wymagania. Z drugiej strony, przy okazji podobnych wydawnictw, nieodmiennie powraca pytanie: w jakim stopniu jest to „dzieło” danych wykonawców, w jakim zaś — mistrzów od suwaków i pokręteł. Nie jestem zbytnio przekonany do Mixed Up — zanadto trąci on dyskoteką, a pamiętajmy, że ukazał się właśnie w chwili jej rozkwitu — za sprawą nurtu Acid House i manchesterskiego szaleństwa. Być może, punkt widzenia kogoś znad Tamizy jest inny od opinii słuchacza znad Wisły. Niech będzie i tak. Nie traćmy jednak z oczu faktu, iż chodzi tu przede wszystkim o wielkie pieniądze. Na zdrowie, panie Smith!
Jerzy Rzewuski
Recenzja ukazała się w miesięczniku Tylko Rock, 1991.
Podziękowania dla Olgi za nadesłane materiały.