Bliskie spotkania w głębokim tle

Bliskie spotkania…

Maciej Kokowicz, redaktor muzyczny Radia Plus:
Od momentu, gdy dowiedziałem się, że zespół wystąpi w Spodku, praktycznie co drugą noc miałem nieprzespaną. Być na ich koncercie – to było moje marzenie, odkąd słuchałem The Cure. Nigdy jednak nie przypuszczałem, że podam osobiście rękę wokaliście. Spełniło się moje najskrytsze marzenie. Spotkałem się z muzykami po konferencji prasowej w Spodku. Przy tej okazji dałem Robertowi „Dzienniki” Franza Kafki. Wiem, że to jeden z jego ulubionych autorów. Wokalista obiecał, że książka stanie na specjalnej pół, gdzie są inne dzieła Kafki. Smith zachowuje się bardzo normalnie. To bardzo dobry rozmówca. Do dzisiaj mam taśmę z nagraniem naszej rozmowy i mam zamiar trzymać ją jak najdłużej.

Wiesław Weiss, redaktor naczelny „Tylko Rock”, autor „Rock encyklopedii”:
W 1995 roku na festiwalu w Glastonbury Robert Smith przeszedł koło mnie dosłownie w odległości 20 centymetrów. Wtedy jakoś nie odważyłem się z nim porozmawiać. Przyjechał z żoną, był bez makijażu i wydawało mi się, że chce mieć chwilę prywatności. Raczej nie zgodziłby się na wywiad.
Inaczej było rok później przy okazji koncertu w Spodku. Miałem umówioną specjalną rozmowę. Smith o tym wiedział, a mimo to opóźniał nasze spotkanie. Malował się, poprawiał fryzurę i popijał białe wino. W pewnej chwili myślałem, że już nie uda mi się z nim porozmawiać. Jednak w końcu poproszono mnie do garderoby i rozpoczął się wywiad. Rozmawialiśmy ponad pół godziny. Nawet myślę, że ten mój wywiad opóźnił wejście grupy na scenę. Smith odpowiadał na moje pytania bardzo spokojnie i na luzie. Rozmawiałem z nim tylko o muzyce. Przeczytałem wcześniej kilkadziesiąt jego wywiadów i stwierdziłem, że najchętniej mówi właśnie o dźwiękach. Smithowi

W głębokim tle…

Sfotografowanie wszystkich muzyków zespołu The Cure jest prawie niemożliwe.
Grzesiek Kszczotek, sekretarz redakcji „Tylko Rock” zajmuje się fotografią. Jeździ na koncerty i festiwale odbywające się na całym świecie. Ma w swojej kolekcji zdjęcia najbardziej znanych muzyków. Na koncertach The Cure był dwa razy. Najpierw w 1995 roku na festiwalu w Glastonbury, a potem rok później – w katowickim Spodku.
-Ten zespół jest trudnym obiektem do fotografowania. Właściwie w trakcie koncertu na scenie nic się nie dzieje. Muzycy są bardzo statyczni. Co prawda dzięki temu można wyczekać i ująć coś istotnego, ale poza Smithem reszta praktycznie cała czas stoi schowana w dalekim tle, które jest rzadko oświetlane. Ciężko zrobić zdjęcie z nimi na pierwszym planie. Nie wolno w trakcie koncertu używać lampy błyskowej, dlatego raczej nie ma mowy o fotografowaniu reszty składu. W Spodku zrobiłem kilka zdjęć szerokim kadrem, ale poza wokalistą trudno cokolwiek na nich dojrzeć – twierdzi Kszczotek.

Na swoje spotkanie z The Cure fotoreproter „Tylko Rock” zużył trzy filmy. – Czy mam jakieś ciekawe ujęcie, okazuje się dopiero po wywołaniu negatywu. Często najlepsze zdjęcie z koncertu jest dziełem przypadku. Za swoją najciekawszą fotografię zespołu uważam takie fajne zbliżenie twarzy Roberta Smitha stojącego przy mikrofonie. Ukazało się ono w najnowszym numerze naszego pisma – mówi Kszczotek.

Artykuł ukazał się w specjalnym, koncertowym dodatku Gazety Wyborczej w kwietniu 2000r.