Boris Williams i koncert Babacar
Boris Williams obchodzi urodziny 24 kwietnia. Urodził w 1957 r. w Versailles (Wersal) we Francji… Na perkusji w zespole The Cure grał nieprzerwanie od października 1984 r. do listopada 1994 r. Plany założenia własnego zespołu były powodem odejścia z The Cure. Tak się też stało i po krótkim „pogrywaniu” z Porlem Thompsonem, wraz z Caroline Crawley założył zespół Babacar. Poniżej relacja z jednego z koncertów Babacar w Londynie w roku 1997.
Wszystko zaczęło się od nie rozwikłanej do dziś zagadki:
Któregoś dnia marca 1997 zadzwonił do mnie telefon. Z Londynu. I bez żadnego wstępu usłyszałam:
– Słuchaj przyszło coś do Ciebie, mogę otworzyć?
– NIE!
– Ale to ty zaadresowałaś….
– ????
– Na kopercie naklejony jest wycięty z kartki adres PISANY TWOJĄ RĘKĄ, to mogę?
– (Hm, cóż to za leń że nie chciało się jemu/jej tego przepisać. A, wysłałam coś kiedyś do CureNews do STOPPRESSu, żeby powiadomili mnie gdyby się zapowiadał jakiś nieoficjalny koncert. W sumie to Chris White dostał takich zgłoszeń z Anglii pewnie kilkaset, jeśli nie kilka tysięcy, więc….)
No O.K.,
– Tyyyyyy, jakiś Borys zaprasza Cię na swój koncert, przysłał Ci dwa bilety…. O, nawet będziesz mogła pójść bo to w czasie Twojego pobytu.
– Informacje o koncercie czy bilety?
– Prawdziwe bilety. Ty, a kto to jest / skąd go znasz / dlaczego dajesz obcym ludziom mój adres (’bo mieszkasz w Londynie, a STOPPRESSu do Polski nikt mi nie przyśle’)?….
– Nie mam zielonego pojęcia!
– To dlaczego…. (wymówki j/w). To jacyś Rosjanie? O!, Tu jest napisane że nazywają się BABACAR. A skąd ich znasz?
Rozmowa do owocnych nie należała.
Hm, w sumie to naprawdę nie miałam zielonego pojęcia co to za ludzie, pewno ktoś tam przysłał zamiast darmowej pizzy – przy zakupie kurczaka, darmowe bilety – na lokalnych muzyków.
Tylko ten adres mnie nieco zaniepokoił. Czy Chris bawi się w listę mail’ową dla firm czy co? Inne osoby mające ten adres to …. The Cure, (przy okazji kartek świątecznych, czy urodzinowych, gdy się czasem (no, raz czy dwa) ich wysyłanie pokrywało z moim pobytem tam), więc ta ewentualność od razu odpadła.
Od razu o tym zapomniałam. Aż do Świąt:
– Popatrz, to ten list od Twojego Borysa….
– To nie jest żaden mój…. TO NIE JEST ŻADEN BORYS. TO JEST BORIS!!!!
– A jaka to różnica?….
– Zasadnicza. PRZECIEŻ TU JEST KARTKA!
Na kartce było napisane (druk – info) że Boris Williams, ex – The Cure, będzie koncertował ze swoją nową grupą BABACAR, w klubie 'Upstairs at the Garage’, dwa razy, i że zaprasza, i że bilety można nabyć…. W sumie w kopercie były dwa bilety (?) i ta ulotka.
Dobra, na Boris’a to mogę iść za własne pieniądze, niezależnie od tego co te dwa kartoniki oznaczają.
No i poszłam. Zadzwoniłam żeby się dowiedzieć gdzie to właściwie jest i czy można zabrać aparat fotograficzny. Nie wolno.
Akurat, wprawdzie bilety były sprawdzane (moim się nikt nie zainteresował….), za to wnieść można było słonia. Sami znajomi (oni się znali, ja ich nie). Tzn. to było coś w rodzaju przeglądu lokalnych talentów: była i dziewoją z piosenką rzewną akompaniująca sobie na gitarze, i jakiś mocno amatorski zespół metalowy (no 'ostro’ chłopaki grały, a przynajmniej miały taki zamiar, byli bardzo zaangażowani w to co grali). Ja oczywiście się mocno rozglądałam za:
a) kimś kto mógłby wyglądać na mojego darczyńcę, może sam Chris?….
b) za innymi fanami Cure, w końcu Boris to przez lata 1/5, potem 1/4 Cure.
A tu nic. Towarzystwo jak z osiedla. Przyszli posłuchać jak znajomi z podwórka grają.
Warunki kameralne, salka 2 razy większa od Metro-Mechanik (łącznie z barkiem, więc siedziało się najdalej 15m od sceny). Obserwowałam sobie biegającą tam i z powrotem dziewczynę, robiącą strasznie dużo zamieszania wokół siebie. Ale wyglądało to raczej na zaaferowanie niż na pozę. No wiadomo, ja też Borisa podziwiałam dotąd najbliżej z 10 metrów, w straszliwym ścisku, a teraz możemy usiąść pod samą sceną (wysoką na pół metra) na środku prawie pustej podłogi. Ktoś z jej towarzystwa podszedł do mnie o coś pytając. Po chwili siedzieliśmy już razem (to pewno ten czar egzotycznego pochodzenia – Polka u nich na wsi?) i okazało się że ta dziewczyna to Serena, i ma straszliwą tremę, bo zaraz występuje. I jeszcze się zainteresowali 'O, Boris z The Cure?, naprawdę? tutaj?’ Bez komentarza. Przecież to miejsce chyba nie ma 2 garderób, no bo gdzie?
Niestety kapela Sereny (The River People) okazała się nie tylko całkiem dobra, okazała się najlepszą na tym 'przeglądzie’.
Gdy w końcu Babacar wyszedł na scenę, nie było tak źle, ale gdy Caroline zaczęła śpiewać…. Naprawdę, poszłam na ten koncert z przekonaniem że będzie co posłuchać. W końcu Boris na bębnach…. Okazało się że jestem fanką Borisa tylko za czasów gdy był w The Cure.
Przypomniał mi się rok 1989 gdy, w przekonaniu że Robert nie zgodziłby się na nieciekawy support, słuchałam Shelleyan z pozytywnym nastawieniem. Po raz pierwszy. Kolejnym razem się spóźniłam, po czym doszłam do perfekcji i przyszłam na koncert kilka minut przed wejściem Roberta&Co. na scenę.
A teraz znów przyszłam tu dobrowolnie. Nie będę ukrywać, nie podobało mi się. Nie lubię takiej muzyki, takiego sposobu śpiewania. Wykazawszy maksimum dobrej woli polubiłam dwie piosenki. Reszta publiczności podzielała chyba moje zdanie, bo jak przy każdym zespole interesowali się tylko swoimi znajomymi.
Po koncercie pognałam do Borisa i oczywiście poprosiłam o 'autograf’. Boris wyparł się, nie wiedział kto mógłby mi przysłać ten bilet (i chyba raczej potraktował to jako temat do rozmowy niż moje szczere pytanie (w sumie to nawet śmieszne, dlaczego Boris miałby przysyłać akurat mi bilety na swój koncert, trochę to mało realne)).
Boris jest cichy i spokojny i zachowywał się raczej jak (przedstawiłam się jako fanka The Cure) daleki kuzyn siebie samego, zakłopotany że dzięki temu dalekiemu pokrewieństwu, także jest w centrum zainteresowania. Zapytałam się o tytuły tych dwóch piosenek co mi się podobały (’Mantra’ i 'Peace’ z tego co pamiętam). W ogóle był bardzo miły i nawet zdziwiony że ktoś go rozpoznał. Może że w ogóle pamiętał…., jakoś to było straszliwie smutne. Potem zobaczyłam jeszcze kilku ludzi którzy do niego podeszli. I to tyle.
Z jednej strony światowe trasy, wypełnione po brzegi, z drugiej lokalny klub i zero zainteresowania.
Warto było pójść (żeby móc porozmawiać z Borisem (i wysłuchać świetnego koncertu Sereny&Co.), ale czy poszłabym drugi raz?…. Chyba tylko po to żeby zobaczyć czy może zmienili styl granej muzyki….
Tais
Babacar. Londyn, Upstairs At The Garage 3.04.1997
P.S. Ale pochodzenie biletów do dziś owiane jest tajemnicą. Nikogo znajomego nie spotkałam, nikt się do tego nie przyznał, a Babacar dało w tym czasie tylko dwa koncerty, drugi był…. 4 tygodnie po moim wyjeździe…