Pornography to pierwszy album w dorobku The Cure, który bezprzecznie zyskał status dzieła kultowego. Co więcej, chociaż nie zawierał żadnego przeboju (takiego na miarę Boys Don’t Cry, Lovecats czy innych, które pojawiły się pod koniec tej samej dekady, bo przecież trudno za taki uznać The Hanging Garden), był pierwszym dokonaniem formacji Roberta Smitha, które w Wielkiej Brytanii dostało się do pierwszej dziesiątki na listach bestsellerów.
Pornography jest bez wątpienia najmroczniejszym dziełem The Cure. Użycie terminu „rock gotycki” w tym wypadku byłoby raczej nie na miejscu, jednak nie można nie odnotować, że album był jednym z głównych źródeł inspiracji dla wielu „nietoperzastych” artystów (obok twórczości Bauhaus, Joy Division czy Siouxsie And The Banshees). Co wpłynęło na taki a nie inny nastrój Pornography? Smith wspomina: W tamtym czasie straciłem wszystkich przyjaciół. Wszystkich, bez wyjątku. Dlatego, że byłem niewiarygodnie wstrętny, potworny, samolubny. Zwierza się też, że postanowił wszystkie destruktywne elementy własnej osobowości przenieść do muzyki. Nie bez znaczenia były również problemy jego i kolegów z używkami. W kącie studia gromadziliśmy wszystkie puszki i butelki, jakie opróżniliśmy – wspomina Lol Tolhurst. Pod koniec sesji było ich tak dużo, że można się było w nich zakopać.
Po latach współpracy z Mike’em Hedgesem jako producentem Robert Smith zapragnął w tym czasie odmiany. Chcialem kogoś w naszym wieku – wyjaśnia. Wybór padł na Pete’a Thornalleya. Ale, jak się miało okazać, wcale nie był to wymarzony współpracownik. Smith wspomina: Jednym z problemów bylo brzmienie gitar, zdaniem Phila okropne. Nie mógł zrozumieć, że o to właśnie nam chodzi! Pornography to album, na którym nastrój pełni nadrzędną rolę. Prosta, hipnotyczna gra perkusji, równie minimalistyczne dźwięki basu, zimne, długie akordy instrumentów klawiszowych, a do tego brudne partie gitar i niezwykle poważny, ponuro brzmiący głos Smitha. Taki klimat przynosi już One Hundred Years i właściwie nie uwalniamy się od niego do końca albumu. Prosty puls perkusji, bardziej wyeksponowany bas, niepokojące, dziwne dźwięki gitary i trochę bardziej histeryczny głos to elementy, które charakteryzują A Short Term Effect, a także A Strange Day. Czasami większą rolę pełnią zimne klawiszowe plamy (Cold). 'Właściwie jedynym utworem o nieco innej atmosferze jest bardziej nowofalowy The Hanging Garden.
Choć dziś płyta Pornography stanowi jedną z najważniejszych pozycji w dorobku formacji, nie od razu zdobyła uznanie, zwłaszcza krytyków. Magazyn „Rolling Stone” w recenzji albumu zarzucał grupie utknięcie w niemocy młodzieńczego egzystencjalizmu i dodawał: „Pornography” jest jak dźwiękowy odpowiednik bólu zęba. To nie jest ból, który irytuje, ale jest uporczywie monotonny. Przyznał płycie zaledwie póltorej gwiazdki. Na szczęście dziś taka opinia to rzadkość. Pornography uważa się wręcz za dzieło przełomowe w historii rocka. Przykładem może być opinia „NME”, według której to ten album wynalazł gotyk.
Michał Kirmuć
Recenzja ukazała się w miesięczniku Teraz Rock