Początek – nie byłam zbyt przytomna, dlatego, że byłam na Hocico i myślałam, że rozpocznie się o 23.05, gdyż tam wszystko rozpoczynało się w miarę punktualnie. Usłyszałam hałas na dużej scenie i popadłam w panikę, biegłam tam jak szalona…. dlatego Plainsong przeżywałam w tyle. Płakałam. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Potem Figurehead, głośno, na FTEOTDGS wymiękłam, a na The Drowning Man – wersja zwalająca z nóg znowu płakałam, przez co oczywiście nic nie widziałam, : ). Torture było dla mnie wspaniałą niespodzianką, zaczęłam słuchać The Cure od Kiss Me Kiss Me Kiss Me, nie spodziewałam się, że usłyszę coś z tej płyty.Push – wspaniałe!! ten przekrój i huśtawka nastroju powodowała wielkie emocje.
Dla mnie koncert rozpoczął się od The Kiss. Znalazłam kolegów z busu, zrobili zdjęcia, uspokoiłam się i…. przedarłam się przez tłum. Niemiecka publiczność, jak dla mnie beznadziejna, statyczna i spokojna, umożliwiła mi (i w tym momencie chwała im za to – w Polsce taka akcja nie udała by mi się nawet w 5%) przedarcie się przez tłum pod samą scenę, na przeciwko Roberta…. Moje Kiss Me Kiss Me Kiss Me! The Kiss trwało i trwało, intro gitarowe Roberta pochłaniało swą niesamowitością (dobre 10 min). A potem słowa Roberta : „a completely different mood’ i … trudno rozpoznawalny na początku If Only Tonight We Could Sleep. Uśmiech na Jego twarzy w kompilacji z dziureczką w brodzie i chłopięco-dziecięcą-szczerością – to było to. Normalność i naturalność człowieka na scenie, który gra przed tłumem ….Pictures Of You!!! Głos Roberta falował jak żeglarz na pełnym morzu. Co za Show!!!I Shake Dog Shake – nie dało się nie wrzasnąć w tym momencie. Stał obok mnie dość żywiołowy fan z Niemiec – nietypowy, bo ogolony na łyso, ale zainicjowałam z nim chwycenie się za ręce, zrobiła się z tego grupa kilkunastoosobowa, chwyceni za ręce machaliśmy, w trakcie Siamese Twins twarz naszego kochanego Smitha skierowała się ku nam, łysy gościu się do mnie przytulił i płakał (potem mnie przepraszał, ale był z kolegą i nie chciał się przytulać do kolegi – tam gdzie stałam, był to jedyny człowiek o tak silnej dozie reakcyjności). ST Robert wprowadził czymś w rodzaju „you know this song from the top ten around the world”, uśmiechnął się nieśmiało i dodał „… huh but not from this world.” Rzeczywiście my nie żyjemy w tym świecie, nie!!!
Na One Hundred Years skakaliśmy i machaliśmy rękami…. Wersja rewelacyjna. A potem Bloodflowers, „these flowers will always die…” śpiewaliśmy niemalże ze łzami w oczach. łysy reagował jak ja, choć gdybym miała takiego gościa spotkać na ulicy – wystraszyłabym się go – wyglądał jak pedał, na zmianę ubierał się i rozbierał – emocje dawały w kość. Potem Pornografia – znów machaliśmy rękami w objęciach – Robert uśmiechnął się do nas – popatrzył mi prosto w oczy – jest to człowiek, który mimo upływu czasu jest wciąż dzieckiem, chłopcem, taką kochaną grubiutką kuleczką, śmiałam się do Niego, byłam szczęśliwa! Koncert, na którym uśmiech stanowił sedno, miłość wylewała się dźwięcznie z jego serca do serc całego tłumu. I Disintegration! (Widownia była za spokojna, mało kto machał rękami, powiedziałam łysemu, żeby coś wymyślił, próbowaliśmy się huśtać, skakać, machać, chwytać innych za ręce… na jakiś czas przyniosło rezultat, kolejny uśmiech w naszą stronę, objęliśmy się, łysy płakał…
Przerwa. Dla niektórych były to bisy, ja tego tak nie odczułam, dla mnie to była po prostu krótka przerwa. Bisy z polską publicznością wyglądają inaczej, : ). Głos Roberta „this is a very old song”, uśmiech (wiem, że w którymś momencie podrapał się w głowę, może wtedy, : ))) i Three Imaginary Boys! Potem 3 kawałki z 17 Seconds, M (piękna sprawa!), Play For Today i Forest (chciałabym by był dłuższy, no ale wersja była kultowa, przynajmniej publika wzięła się w garść i klaskała rytmicznie jak trzeba).
Druga przerwa. łysy płakał, mnie też wzięło. Płakaliśmy. Nie miałam siły ani klaskać, ani gwizdać, ani machać. Weszli! Robert z uśmiechem zainicjował słowami, mniej więcej, „After the disscusion (uśmiech) we’re going to play a song that we haven’t done for a quite long time. Hopefully everything goes right.” Była to Charlotte Sometimes. Niesamowita sprawa. Aż wreszcie przedłużona wersja Faith ze słowami „If you have to hate, hate yourself, not anyone else…”). Płakałam. Robert zakończył ponad 2 godzinny Show słowami, mniej więcej: „Thank you very much and see you tomorrow, we’ve got another day ……… and if not see you very soon”. Uśmiech.
Teraz wygląd Roba, miał koszulę czarną, i koszulkę z pomarańczowym kółkiem…. na środku! Nie mogło być inaczej! Miałam jeszcze jedną satysfakcję na całym Zillo nikt nie miał takiej koszulki jak ja, sporo osób mnie odwracało do tyłu, żeby zobaczyć, miałam zajebistą satysfakcję, bo wielki zachód, a reprezentantka POLSKI była przedmiotem zainteresowania, : ), może dlatego tak łatwo wśliznęłam się w tłum.
Nie spotkałam nikogo z Polski!!! Dziewczyny z busu spotkały chłopaka i dziewczynę – ja nie miałam okazji, jeśli to czytacie, proszę o kontakt (w naszym busie byłam jedyną fanką The Cure i brak mi kogoś z kim mogłabym kjuropogadać, : ).
The Cure jesteście kochani, dziękuję za fantastyczny show!!!!! Szkoda, że było taaaak krótko.