Faith to wynik rozmyślań Roberta Smitha nad kruchością ludzkiej egzystencji (w tym czasie na raka zmarła matka Lola Tolhursta) i próba zrozumienia sensu wiary. Chodziłem do kościoła i tam pisałem piosenki – wspomina Smith. Bez przerwy rozmyślałem o śmierci i przyglądałem się modlącym ludziom. Nagle odkryłem, że nie ma we mnie wiary. Ogarnęło mnie przerażenie…
Na Faith muzyka, która w wypadku The Cure nigdy nie należała do najweselszych, stała się jeszcze bardziej mroczna i przygnębiająca. Wykrzyczane przez Smitha słowa The Holy Hour pełne są smutku podszy-tego bezradnością. Geniusz tej kompozycji tkwi w jej niesamowitej monotonii. Brak w niej zmian tempa, poziomu dynamiki. Brak choćby zalążka gitarowego sola. Wszystko po to, by tekst o braku akceptacji życia rozpiętego pomiędzy poczuciem winy a pokutą nabrał jeszcze większej mocy. Znacznie żywszy, napędzany basowym pulsem Primary to jak przeskok do zupełnie innego, muzycznego świata: reminiscencje z dzieciństwa w tekście Smitha do czegoś zobowiązują. Na krótko. Other Voices przypomina nastrojem pierwszy utwór z płyty (muzyczne skojarzenia biegną ku wczesnemu Ultravox, tego z Johnem Foxxem w składzie). A jeśli już o muzycznych upodobaniach Smitha mowa, coś ciążącego ku delikatnemu new romantic da się wychwycić w baśniowym All Cats Are Grey. Podobnie ma się rzecz z majestatycznie dumnym The Funeral Party. W hałaśliwym Doubt wszystkie targające umysłem szefa The Cure wątpliwości i udręki przeradzają się w (nie tylko) muzyczny bunt. By znaleźć ujście w pełnym dramatyzmu The Drowning Man (zbłąkany w pustej przestrzeni śpiew Smitha to najprawdziwsze mistrzostwo świata).
Utwór tytułowy to już „tylko” zwieńczenie. Jak klamra powracają: monotonia, niskie gitarowe tony, basowy puls i klawiszowe tło. I went away alonel With nothinglep I But faith. Miało być bardziej optymistycznie – mówił w którymś z wywiadów Smith o Faith. Wyszło jak zwykle: pięknie, posępnie i ponuro.