Robert Smith: Po raz pierwszy naprawdę wierzę, że jesteśmy nieźli!

(Wywiad przeprowadzony podczas Zillo Festival, 13 lipca 2002 roku) Cześć Robert, jesteś wielkim fanem piłki nożnej. Gdzie oglądałeś mundial?
Oglądałem każdy mecz w domu, tak więc spędziłem cały czerwiec nie ruszając się sprzed telewizora. Po prostu super. Nie robiłem tego od pięciu lat. Zapraszałem znajomych na ważniejsze mecze… oczywiście chodzi o mecze reprezentacji Anglii oraz kilka Irlandii.
Było to trochę uciążliwe. Siedzieliśmy całymi nocami by rano oglądać mecze naszej reprezentacji. Potem wszyscy chodziliśmy spać.

Jesteście w trakcie trasy koncertowej, zamiast pracować nad płytą. Czy masz czasami takie odczucia, że musisz się wyrwać z domu gdyż normalne życie cię nudzi?
Często jestem o to posądzany. Jest w tym trochę prawdy. Myślę, że jest to coś, co robimy już od 15 lat. Zdecydowaliśmy się zagrać na kilku festiwalach. W przeszłości taka sytuacja miała swój związek z nagraniem nowej płyty. Tym razem chodzi na tylko o zabawę. W krótkim czasie nagraliśmy parę taśm demo, ale z różnych względów nie mieliśmy czasu, żeby je zmiksować. Dlatego pomyśleliśmy, żeby jeszcze raz przypomnieć fanom na koncertach kilka starszych utworów, ponieważ w przyszłości może już nie być ku temu okazji.

Moim zamiarem jest zakończenie pewnego rozdziału The Cure, żeby zacząć coś nowego.
Cokolwiek zrobimy w przyszłości będzie to miało inny wymiar i inni ludzie będą przy tym współpracować. Jesteśmy wolni od jakiejkolwiek wytwórni. Wygląda to tak jakbyśmy musieli dopasować nasze nowe utwory do nowej sceny muzycznej. Nie wiem wprawdzie ile nowych piosenek nagramy i które z nich znajdą się na naszym nowym albumie.

Staram się być trochę wcześniej na miejscu festiwalu, żeby przed występem był czas na spotkanie paru osób. Przedwczoraj spotkaliśmy się np. z Orbital – to było całkiem miłe.
To jest po prostu odprężające uczucie. Za każdym razem kiedy gramy na festiwalu mamy o wiele więcej entuzjazmu niż podczas męczącej trasy koncertowej promującej nowy album.
W międzyczasie możemy jechać np. na cztery dni do domu, a wracając jesteśmy bardzo podnieceni tym, że możemy wrócić na scenę.

Czy właśnie te nagrania demo będzie można usłyszeć na waszym nowym albumie?
Tak zdecydowanie. Znajdujemy się teraz w śmiesznej sytuacji. Właśnie dostałem wielkiej chęci na dokończenie mojego solowego albumu. Nad którym pracowałem już od 18 miesięcy. Ale jeszcze go nie zmiksowałem. Równocześnie zaczęliśmy nagrywać nowy materiał The Cure. Nie wiem jeszcze gdzie nas to zaprowadzi. Być może wydając nową płytę The Cure, album solowy będzie dodawany bezpłatnie jako bonus.

Nie jestem pewien czy chcę rozpocząć pracę tylko na własny rachunek, gdyż będzie mi to zabierać bardzo dużo czasu. Jestem naprawdę szczęśliwy, że mogę znowu być z zespołem.
I kiedy nagramy nową płytę The Cure, mój projekt solowy będzie na dalszym planie.
Z drugiej strony kiedy mój materiał ujrzy światło dzienne będę musiał go promować. Wiem już jak będzie on wyglądał. Wraz z ukazaniem się nowej płyty zamkniemy pewien rozdział w historii The Cure.

Jak byś opisał swój solowy projekt?
Jest bardzo klimatyczny a równocześnie elektroniczny. Na przykład nowy wizerunek The Cure jest bardzo ciężki, prawdziwie rockowy. To będzie zupełnie inna sprawa. Ale w dalszym ciągu wolę grać w zespole niż samemu robić muzykę.

Na płycie Greatest Hits zaśpiewałeś w dueie z Suffron z zespołu Republica. Czy zrobisz coś podobnego z innymi artystami?
Suffron polecili mi znajomi. Spotykałem już ją wcześniej parę razy i pomyślałem, że współpraca z nią może być ciekawym doświadczeniem. Nieźle się bawiliśmy. Kiedy zaczynałem pracę nad solowym albumem, miałem już listę ludzi z którymi chciałbym ją nagrać. Zarejestrowałem właśnie piosenkę nagraną wspólnie z Earlem Slick’em, gitarzystą Davida Bowiego. W czasie gdy nagrywaliśmy utwory demo, zagrał na gitarze A Forest, to było fantastyczne posłuchać jego wersji. To było zajebiste przeżycie.

Jest duża szansa na to, że w przyszłości The Cure będzie częściej współpracować z różnymi osobami. Czuję, że brzmienie grupy jest coraz bardziej czystsze. Po raz pierwszy uważam, że rzeczywiście jesteśmy dobrzy. Uważam, że The Dream Tour uczynił z naszego zespołu niezłą paczkę przyjaciół. I dlatego jest mi miło zapraszać inne osoby do wspólnego grania. Uważam, że to może się sprawdzić. Zobaczymy.

Ale wracając do twojego pytania, nie byłoby zbyt wielu ludzi z którymi chętnie bym zaśpiewał. I dlatego wybór padł na Suffron nieprzypadkowo. Kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz, do pomysłu wspólnego zaśpiewania utworu na nową płytę, byłem nastawiony sceptycznie. Ale kiedy poznaliśmy się bliżej, dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy. Na przykład, że dorastaliśmy w tej samej okolicy. OK, mimo, że jest o wiele młodsza, to wychowywała się tylko pięć mil ode mnie, zna tych samych ludzi co ja i zaczęła wcześniej pić w tych samych pubach co ja. Zauważyłem, że mamy wiele ze sobą wspólnego. Jest bardzo samodzielną i życiową osobą dlatego nie mieliśmy kłopotów ze znalezieniem wspólnego języka. Większość ludzi których lubię, jest marudna i gdy przebywamy razem czasami jest to ciężkie do zniesienia (śmiech).

Czy już wiesz, która wytwórnia wyda twoją nową płytę?
Nie. Jeszcze nie zdecydowaliśmy się na żadną firmę. Mam kilka ciekawych propozycji…

Czyli nowa płyta nie pojawi się w Internecie?
Tak i nie. Rozmawialiśmy z kilkoma firmami internetowymi na ten temat. To nie były żadne firmy fonograficzne w dosłownym tego słowa znaczeniu. Wyspecjalizowali się w dziedzinie Internetu, ale pozostają w związku z tradycyjnymi wytwórniami. To jest ciekawa sprawa i mamy już jedną firmę na oku. Pierwotnie mieliśmy tę płytę wydać sami, ale za dużo przy tym jest pracy. Myślę, że The Cure nie jest jeszcze potęgą (śmiech).

To jest po prostu tylko zespół. Wydanie płyty samodzielnie wiąże się z otwarciem jakiegoś biura, zatrudnieniem paru osób itd. Zwariował bym chyba przy tym wszystkim.

Takie coś mnie w rzeczywistości nie interesuje. Gdybyśmy znaleźli odpowiednią firmę płytową musiała by ona zrozumieć naszą sytuację, że przez ostatnie 25 lat mieliśmy podpisany kontrakt tylko z jedną wytwórnią i że w tej sytuacji, kiedy nie chcemy się wiązać z żadnym z koncernów, takie zrozumienie sytuacji było by dla nas najlepsze.

Zarówno Fiction Records (dawna firma płytowa Roberta) jak i Independentlabel były ciągle naciskane przez Universal i Elektre. Tak więc Fiction nie była niezależna. W rzeczywistości żadna firma dzisiaj nie jest niezależna (śmiech).

Wytwórnia, która posiada wielu artystów ma tą przewagę, że jest zabezpieczona. Kiedy Fiction miało tak naprawdę tylko nas, stabilizacja firmy zależała od wielkości sprzedaży naszych płyt. Kiedy moglibyśmy znaleźć wytwórnię, która posiada czterech czy pięciu artystów, których my też lubimy szybciej doszlibyśmy do porozumienia. Są dwie wytwórnie, które wchodzą w grę. Czas pokaże…

W moim wieku najważniejsze jest teraz to by współpracować z tymi ludźmi z którymi przebywam – wiecie, oni wszyscy są młodsi ode mnie. To także problem z wytwórniami. Pracujący tam ludzie są młodsi i mówią mi, co mam robić (śmiech).

The Rolling Stones właśnie obchodzą swoje 40-lecie. Czy wyobrażasz sobie, że w wieku 60 lat przyjdzie ci wyjechać z The Cure w trasę?
Nie! (śmiech) W przyszłym roku będziemy obchodzić 25 lecie działalności zespołu. Z tej okazji planujemy w maju coś wyjątkowego. Zaproszeni zostaną na to wydarzenie wszyscy byli członkowie zespołu. Będzie też Lol Tolhurst. Na 40-lecie zespołu nie mam zamiaru występować na scenie.