Tomasz Beksiński: Dezintegracja pozytywna

(Artykuł z 1989 roku.) „Disintegration” ukazał się w maju i od razu wywołał sporo kontrowersji. Jest przede wszystkim zaskoczeniem, jeśli chodzi o płyty The Cure od wielu lat przyzwyczailiśmy się do tego podwójnego Smitha i przyzwyczailiśmy się do płyt wypełnionych nieźle przyrządzoną mieszanką pop i rock a, w którym niczym rodzynki w cieście tkwiły nastrojowe pełne zadumy kompozycie typu: „Sinking”, „Snakepit”, „One More Time”.

Pogodziliśmy się chcąc nie chcąc z faktem, że od czasów „Faith” i „Pornography” zmieniła się osobowość Smitha, co pociągnęło za sobą zmianę profilu zespołu. Spodziewaliśmy się kolejnego zbioru w stylu „Head On The Door” czy „Kiss Me Kiss Me Kiss Me”. Tym czasem „Disintegration” przynosi ponad godzinę zdecydowanie poważnej muzyki, stonowanej zmuszającej do zastanowienia, przejmującej muzyki, w której słychać echa The Cure z przed 7 lat. Tytuł płyty sugeruje kolejne załamanie w życiu Smitha, poważny wstrząs, rozpad dotychczasowego stanu rzeczy. Miał to być podobno jego solowy album ostatecznie stał się kolejną pozycją w dyskografii The Cure.

W założeniu, więc to była rzecz prywatna, bardzo osobista. Robert Smith ożenił się ze swoją długoletnia przyjaciółką Mary Poole latem ubiegłego roku (13.08.1988). „Magazyn Muzyczny” donosił o tym przy okazji nie mógł sobie darować złośliwego komentarza nazywając Mary brzydka jak noc. Z pewnością jest bardziej fascynująca od dnia, trudno, więc używać w stosunku do niej określenia „brzydka” Mary jest bez wątpienia brunetką i tu rozumiem wybór Smitha doskonale.
O wpływie kobiet na swoich mężów – artystów – pisano i mówiono wiele. Bardzo często winiono je tak, że za takie a nie inne decyzję ich partnerów. Kobieta pełni rolę katalizatora. Im bardziej destruktywnie powoduje reakcję tym lepiej. Jego Kocia Wysokość Andrew Eldrith stwierdził, ze mężczyzna realizuje się w ramionach kobiety. Kto wie czy Smith nie wstąpił w związek małżeński, zupełnie świadomie oczekując „dezintegracji”?

W 1981 r. Smith poszukiwał wiary w sens życia. Teksty do „Faith” napisał w kościele, gdzie spędzał wiele czasu, obserwując ludzi marzących o wieczności. Koncerty The Cure miały formę rytuałów religijnych, zaś lider angażował się w muzykę tak bardzo, ze schodził ze sceny całkowicie wykończony, ze łzami w oczach.

„Pornography” powstało pod wpływem książek o psychiatrii, zakładach zamkniętych, odmiennych stanach świadomości, obłędzie. Udzielające się Smithowi poczucie „dezintegracji” o mało nie doprowadziło do rozpadu The Cure. Odzyskując siły i równowagę Robert skoncentrował się na dalszej działalności The Cure. Wciąż dla niego musiała być zagadką Mary Pool – towarzyszka życia, której poświęcił już wiele piosenek. Tak powstał ostatni album to ocena emocjonalnego związku z kobietą, w którym i tak zmierza wszystko ku rozpadowi.

Kim jest ten człowiek? Szarlatanem? Komediantem? Umysłowo chorym? A może geniuszem?
Gdyby Robert Smith wylądował przypadkiem w zakładzie psychiatrycznym podejrzany o schizofrenie byłby tam jednym z najbardziej interesujących pacjentów. Kilku specjalistów od chorób umysłowych usiłowałoby zrobić na nim doktoraty, dla innych byłby najciekawszym przypadkiem w zawodowej karierze. Obserwacje i rozmowy trwałyby zapewne latami, po czym by lekarze wylądowaliby w pokojach bez klamek, a Smith spokojnie udałby się do najbliższego studia nagraniowego z gotowym materiałem na nowy album The Cure.

Jest na pewno szczery w tym, co robi, ale czy zawsze wie, co robi? Nie można jednocześnie stwierdzić. Potrafi nagrać tak przejmujący album „Faith” i zejść ze sceny ze łzami w oczach. Kiedy indziej podskakując jak malowana lala śpiewa przeciętne piosenki? Zagadkowa to postać. Dla kogoś nieba rdzo zorientowanego w muzyce The Cure. Smith może wyglądać na osobnika niezrównoważonego, cierpiącego na zaburzenia psychiczne. Wielbiciele jego talentu tez nie potrafią go do końca rozszyfrować.

„Dezintegracja pozytywna” ukazaŁa się w sierpniowym (1989r.) wydaniu Magazynu Muzycznego.