Robert Smith o tym, dlaczego album „Songs of a Lost World” miał nosić tytuł „Live from The Moon”

Podczas jednego z konkursów na naszej stronie, gdzie do wygrania były najnowsze płyty The Cure zapytaliśmy Was jak pierwotnie miała nazywać się „Songs of a Lost World”. Nie mieliście z odpowiedzią większych kłopotów, bo kto śledzi dokładnie kjurowe wieści, wiedział, że tytuł ten został ujawniony jeszcze w 2019 roku.

Robert Smith ostatnio gościł w programie Tima Burgessa „Tim’s Listening Party”, gdzie omawiał czternasty album studyjny zespołu. Pod koniec rozmowy wspomniał, że roboczy tytuł płyty brzmiał „Live from The Moon” i wyjaśnił, jak rocznica lądowania na Księżycu wpłynęła na proces nagrywania albumu.

„To była 50. rocznica lądowania na Księżycu, które w dzieciństwie mnie fascynowało. Chciałem zostać piłkarzem, ale jeśli by się to nie udało, marzyłem o byciu astronautą. Wydawało mi się, że jeśli nie wyjdzie z piłką, zostanę astronautą, bo tak wyglądał świat tamtych czasów. Jak bardzo się myliłem!” – zaczął Smith.

Wspomniał dzień lądowania na Księżycu, kiedy stał na dworze z rodziną, mówiąc: „Pamiętam to uczucie absolutnego niedowierzania i moment, gdy zostałem sam w ogrodzie, patrząc w górę. W telewizji oglądałem ziarniste czarno-białe obrazy. To wydarzenie miało ogromne znaczenie – było symbolem nadziei i nieograniczonych możliwości.

To było niesamowite wydarzenie, które niosło poczucie optymizmu. Patrzyłem w niebo i myślałem: 'Polecę na Księżyc’. Często używałem tego motywu w swoich tekstach, bo symbolizował on pragnienie realizacji marzeń – coś w stylu 'podążaj za swoimi marzeniami’, tylko że wtedy wydawało się to naprawdę możliwe”.

Smith zdradził, że roboczy tytuł „Songs of a Lost World” brzmiał „Live from The Moon” i wyjaśnił, że podczas nagrywania albumu w 2019 roku wraz z zespołem odtworzyli klimat roku 1969 – roku lądowania na Księżycu – w Rockfield Studios w Walii.

„W studiu nie korzystaliśmy z nowoczesnej technologii” – wyjaśnił. „Mieliśmy wszystkie rzeczy z 1969 roku – magazyny, gazety, zabawki i gry planszowe. Na przykład planszówkę Apollo. To była fantastyczna gra, szczególnie po kilku kuflach walijskiego piwa. Przez miesiąc tworzyliśmy taką atmosferę, która stała się fundamentem 'Songs of a Lost World’, bo gdy opuściłem studio, zrozumiałem, że świat, który odtworzyliśmy w Rockfield, już nie istnieje, a świat, który celebrowaliśmy, również odszedł w przeszłość.

To poczucie ulotności świata – wydaje się, że nic się nie zmienia, ale w rzeczywistości wszystko się zmienia. To dziwne uczucie, bo nasze życia są tak krótkie w skali czasu. Od lądowania na Księżycu zawsze miałem teleskop i uwielbiam spędzać godziny, wpatrując się w przestrzeń kosmiczną. To daje prawdziwą perspektywę”.


Przypominamy, że w najbliższy weekend Roberta Smitha usłyszymy w dwóch programach „X-Posure” w Radio X oraz „Sunday Night Music Club” w Absolute Radio.