właśnie dowiedziałem się o śmierci Tomka Beksińskiego…
mimo, że trudno coś tu powiedziec, postanowilem napisac…
myślę, że wielu z was, którzy tu trafili może mieć podobne odczucia…
mnie ta dzisiejsza informacja dotknęła bardzo głęboko…
myślę, ze podobnie jak bym stracil kogos z rodziny, kogos waznego,
kogos kto mial duzy wplyw na moje zycie…
tak faktycznie jest, bylo…
dzieki Tomkowi poznalem praktycznie cala muzyke, ktorej slucham do dzisiaj…
malo tego – dzieki Niemu, smiem twierdzic, w ogole slucham dzisiaj muzyki…
u Niego po raz pierwszy slyszalem i uslyszalem the cure – pamietny okres romantykow…
10 lat temu, kiedy prezentowal cala dyskografie,
tlumaczyl teksty z pobrzmiewajacym w tle tajemniczym utworem „kiss me goodbye…”,
czytal wywiady z robertem…
wtedy po raz pierwszy poczulem, ze TA muzyka to jest TO…
do tej pory, zadna muzyka, zaden zespol nie zrobil na mnie takiego specyficznego wrazenia,
i zaden chyba juz nie zrobi…
pozniej byla masa innych zespolow…
siouxie, sisters, mission, love like blood, lacrimosa,
cala rzesza zespolow progresywnego rocka, ktore uwielbiam,
a poznalem je wszystkie dzieki Tomkowi…
king crimson, marillion, yes, genesis, pendragon,
porcupine tree i wiele wiele innych…
wiele razy juz sie zastanawialem jaki bym byl gdybym kiedys nie trafil na ta muzyke,
gdybym jej nie sluchal…
odpowiedz? bylbym zupelnie zupelnie kims innym.
i mimo, ze nie wiem jaki bym byl, dzisiaj mysle sobie, ze bylbym duzo ubozszy…
ale nie jestem. z plyt, ktore mam w domu moze nie wszystkie uslyszalem u Tomka,
ale mysle, ze wszystkie Jemu zawdzieczam.
w domu nie mam w ogole tradycji muzycznych,
rodzenstwa nie mam, rodzice sa a-muzyczni,
koledzy tez byli myślami gdzie indziej…
Jemu zawdzieczam ogromna czesc mojego wewnetrznego zycia…
bezwzglednie…
mysle, ze jest (o Boże… był) jedną z trzech osób, które miały najwiekszy wpływ na moje życie…
nie wiem, czy wiedział jaki wpływ miał na wiele osób słuchających jego audycji…
pewnie dostawał wiele listów… nie wiem, nigdy do niego nie napisałem…
raz czy dwa razy zaledwie rozmawiałem kiedyś przez telefon… krótko… o muzyce…
nie chce mi sie wierzyc, ze juz go nie uslysze na zywo…
jeszcze jedno… gdzies z rok temu napisalem tekst na temat moich doswiadczen z the cure…
oczywiscie napomknalem tam o Tomku, umiescilem podziekowania za ta muzyke…
ten tekst chcialem w przyszlosci umiescic na mojej stronie www…
umiescilem go przedwczoraj… nie wiedzac, ze Tomek wlasnie odszedl…
Tomek byl… jest troche jak muzyka, która uwielbial – jedyny, niepowtarzalny…
bedzie mi go brakowalo bardzo…
i chyba jeszcze bardziej zabraknie go ludziom, którzy nie zdazyli go poznac…
tomek beksiński zmarł 24.12.1999…
żyć będzie nadal w wielu sercach, duszach, na wielu muzycznych półkach,
w wielu rozmowach i wspomnieniach…
m.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W GRUDNIU 1999 ROKU NA STRONIE THECURE.ROCKMETAL.ART.PL
ZACHOWANO FORMĘ ORAZ PISOWNIĘ ORYGINALNĄ