Torn Down: Dawka ponadczasowego lekarstwa – recenzja bezkrytyczna

Jestem bez pamięci zakochany w swojej żonie i zespole The Cure, którego muzyka towarzyszy mi od najmłodszych lat. Oczywiście fascynacja nie wzięła się znikąd – po drodze było mnóstwo kapel zarówno polskich, jak i zagranicznych, których można było posłuchać m. in. w wieczorach płytowych Ś.P. Tomasza Beksińskiego.

Muzyka The Cure stanowi wartość autoteliczną i nie podlega ocenie z punktu widzenia prakseologii, ponieważ jest wartością samą w sobie. Jest po prostu cudowna, piękna i urzekająca. Bajkowa, klimatyczna, pochodząca z innego wymiaru doznań, jakich może doświadczyć istota ludzka, niedefiniowalna. Przesycona skrajnymi emocjami – od miłości, po nienawiść. Napełniona nieprawdopodobnym ładunkiem emocjonalnym; uduchowiona. Z drugiej strony bywa również surowa i straszna.

Nie inaczej jest w przypadku albumu „Torn Down”, który stanowi kontynuację niezwykle udanego albumu „Mixed Up”. Status, jaki osiągnął zespół, pozwala na taki eksperyment, jak wyżej wymieniony krążek. Oczywiście eksperyment jak najbardziej udany. I nie ma najmniejszego znaczenia zestaw utworów – jaki by nie był, efekt końcowy byłby tak samo wspaniały, dlatego nie będę rozpisywał się nad każdym utworem z osobna. Robert Smith po raz kolejny udowadnia, że jest czarodziejem, wspaniale i z wyczuciem grającym na ludzkich uczuciach i wyobraźni. Tworzy muzyczne obrazy z kategorii snu na jawie. Jest lekarstwem w dosłownym tego słowa znaczeniu.

Nie ma potrzeby wsłuchiwania się w płytę kilka razy, ponieważ od pierwszych taktów słychać, że mamy do czynienia z czymś wyjątkowym, co w ogóle mnie nie dziwi, ponieważ w przypadku The Cure, wysublimowana emocjonalna uczta to rzecz normalna.

Jest w tym albumie coś nieuchwytnego, niedefiniowalnego i niezwykle powabnego w swoim uroku. Muzyka otula słuchacza jak piękna, gęsta mgła, która nie prowadzi na manowce, a zapada głęboko w serce i duszę. Jako całość album brzmi świetnie, nie ma słabego momentu.

Nie wiem czy The Cure jest najlepszym zespołem muzycznym na świecie, ale nie znam lepszego. Być może album „Torn Down” nie jest najlepszy w dorobku zespołu, ale jest wspaniały.

Na pewno nie pomylę się, jeśli stwierdzę, że mamy do czynienia z kolejną dawką ponadczasowego lekarstwa, którego nie sposób przedawkować… Jakże piękna byłaby to śmierć, czy można wyobrazić sobie jej piękniejszą formę…?

Tomasz Telep

 

Przeczytaj dla odmiany „Torn Down: Zacieranie starych śladów – recenzja krytyczna„.  Czekamy na Wasze teksty pod adresem: [email protected]