Szkocki Mr Smith

Ostatnia relacja była z gatunku „Jest super, więc o co Ci chodzi?”. Dzisiaj wracamy do tradycyjnego marudzenia. Nie, to że Polska przegrała z Francją (w koncertach też przegrywamy i to sromotnie), ani to, że Anglia ograła Senegal – nie ma żadnego znaczenia.

Poprzednie trasy koncertowe były wyraźnie dużo bardziej zróżnicowane jeżeli chodzi o repertuar. Na tej trasie, ze Smitha wychodzi Szkot, który bardzo oszczędnie wydaje to, co ma najlepsze. Na przykład w Glasgow The Cure zagrało w podstawowym zestawie dokładnie to samo, co w Dublinie. No dobrze. Była jedna zmiana. Zamiast The hanging garden, zagrali Cold. Tak więc jedyna szansa na niespodzianki była w pierwszym bisie.

Ale czy to interesowało np. Redaktora Marcina? Który właśnie na tym koncercie pewnie się dobrze bawił…

I który w pierwszym bisie dostał dawkę klasyków – czyli Faith, One hundred years i A forest.

A w drugim popowym bisie pewnie dobrze sie bawił zarówno przy The walk, Close to me i Boys don’t cry.

Oto pełen zestaw zagrany w Glasgow:

  1. Alone
  2. Pictures of you
  3. A night like this
  4. Lovesong
  5. And nothing is forever
  6. The last day of summer
  7. Want
  8. A fragile thing
  9. Cold
  10. Burn
  11. At night
  12. A strange day
  13. Push
  14. Play for today
  15. Shake dog shake
  16. From the edge of the deep green sea
  17. Endsong

Bis 1:

  1. I can never say goodbye
  2. Faith
  3. One hundred years
  4. A forest

Bis 2:

  1. Lullaby
  2. The walk
  3. Friday I’m in love
  4. Close to me
  5. Inbetween days
  6. Just like heaven
  7. Boys don’t cry

Przy czym pamiętajcie, to jest opinia kogoś, kto widzi suchą setlistę. Tak jak w poprzednim wpisie – Ci, którzy byli na tym koncercie, na pewno byli nim zachwyceni.

Nawet jeżeli nadal nie zagrano Like cockatoos, ani In your house.

W Mikołajki zapraszamy do Leeds.