12 grudnia 1983 r. w sklepach pojawiła się płyta „Japanese Whispers” – składanka ośmiu utworów z trzech ostatnich singli The Cure i ich stron B.
Początkowo przeznaczona tylko na rynek japoński i niemiecki, wydana została także w Wielkiej Brytanii, co sprowokowalo Billa Blacka z tygodnika Sounds do następującego ostrzeżenia: Strzeżcie się! Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że Smith zamierza powrócić do starych reguł i wykorzystać je na następnym albumie, więc radujcie się póki możecie.
Smith tak odpowiedział na to ostrzeżenie: Uważam, że będzie to bardzo dziwne, jeśli zrobimy coś poważnego. Ludzie pomyślą, że jest to zjawisko patologiczne i stwierdzą: To pewna odmiana; zawsze myśleliśmy, że The Cure są zespołem pop.
W tym czasie Smith brał udział w nieprawdopodobnie wielu projektach muzycznych. Przedłużały się sesje do albumu The Banshees Hyena, a ponieważ Robert na nowo coraz mocniej angażował się w The Cure, muzycy musieli iść na ustępstwa, żeby w ogóle mógł zdążyć na czas do studia. Równocześnie rozpoczęto nagrania do nowej płyty The Cure, a na dodatek Smith był zobowiązany do promowania Swimming Horses – nowego singla The Banshees.
Skończyło się tym, że miałem coś w rodzaju załamania nerwowego – powiedział w wywiadzie dla «Mojo» jakiś czas później. – Pracowałem nad albumem The Banshees w studio Eel Pie w Richmond, potem jechałem taksówką do Genetic Studios w Reading. Wszyscy spotykaliśmy się w pubie, gdzie wypijaliśmy po kilka drinków i szliśmy pracować do studia. Zaczynaliśmy nagrywać gdzieś około drugiej nad ranem. Ktoś robił dzbanek herbaty z grzybków halucynogennych. I znów wracałem do Eel Pie. Sypiałem tylko w taksówce – jakieś cztery godziny dziennie. Żyłem tak przez sześć tygodni.
Japanese Whispers był pierwszym albumem The Cure, który na początku 1984 roku, trafił do pierwszej 200 zestawienia Billboard.
Smith: Kiedy napisałem Let’s go to bed – powiedział – pomyślałem, że to jest głupie. To do niczego. To jakiś żart. Wszystkie piosenki pop w tym czasie mówią właściwie jedno: Proszę, chodź ze mną do łóżka. Więc zamierzałem uwidocznić to tak wyraźnie, jak tylko było możliwe, i obudować to tym tanim, syntezatorowym riffem – to było to, czego nienawidziłem w muzyce w owym czasie. To było do kitu. Lol i ja nagraliśmy piosenkę, Fiction ją wydała i nagle amerykańskie stacje puszczają ten kawałek piętnaście razy dziennie. Przewrotność losu, czyż nie? Moją reakcją na wszystkich tych, którzy sądzili, że The Cure może być tylko pesymistyczny i przewidywalny, było nagranie szalonej i zaplanowanej piosenki jak Let’s go to bed – powiedział analizując utwór – Celem było świadome zniszczenie naszego wizerunku, aby potem zacząć na nowo.
NME: Robert Smith wynosi poezję czwartej kategorii na nowe szczyty. Oto kilka kluczowych słów, bez których piosenka The Cure przestałaby istnieć: usta, palec, oko, zimny, pocałunek, lustro, umierać, płakać i – najważniejsze ze wszystkich – ja.
Smith: Jeśli Pornography zaprowadziła nas na samą krawędź, to następna płyta strąci nas w dół. Zawsze sprawiało mi kłopot pisanie piosenek. Lovecats była taką frazą, fantazyjnym pomysłem, historią kotki i jej kociąt, które zawiązano w worku i wrzucono do jeziora. A potem się to rozwinęło. Początkowo był to fragment powieści Patricka White’a „The Cockatoos”, w którym przeczytałem, że: „Jego kotka była w ciąży, z nieznanym kocurem, więc jej dzieci nazwano kociętami miłości (Lovecats). W książce było napisane dalej, że tuż po ich urodzeniu… „wsadziliśmy kocięta miłości do worka i wrzuciliśmy do jeziora”. Był to początek refrenu piosenki, ale kiedy nagrywaliśmy ją, poczułem, że nie mogę tego zaśpiewać (…) Ludzie pisali do mnie twierdząc, że się sprzedaliśmy, ale ja tego tak nie widzę. Nagraliśmy Lovecats, by powstrzymać ich od kategoryzowania nas. W tym roku postanowiliśmy, że zrobimy sobie przerwę w wyjazdach i nagramy tylko trzy single, bardzo różne od siebie. Będzie to tylko eksperyment; ich nagranie przyniesie nam po prostu radochę. Poza tymi singlami, będącymi – powtarzam – czystym eksperymentem, nie nagramy innych płyt, dopóki nie zbierzemy dość wystarczającej dozy doświadczeń, o których moglibyśmy pisać. To musi być warte zachodu. Na razie je zbieramy, by mogły znaleźć się na następnym albumie. Gdybyśmy nagrywali tylko takie utwory jak Lovecats, powiesiłbym się.