„Nie chcę, aby moja głowa znowu wracała do myśli, że jestem Robertem Smithem z The Cure…”

W labiryncie sal Brighton Electric, mieszczących się w starej ceglastej zajezdni tramwajowej w nadmorskim angielskim miasteczku, młodzi muzycy z gitarami wchodzą i wychodzą, podczas gdy dudniące dźwięki różnych zespołów rozbrzmiewają w całym budynku. Ale korytarz na tyłach prowadzi do przestronnego, wypełnionego sprzętem, prywatnego studia zajmowanego przez The Cure – multiplatynowy zespół, który zdefiniował ponury nurt brytyjskiego post-punku i zdobył międzynarodową sławę przebojami, takimi jak „Friday I’m in Love”. W niedzielny wieczór zespół zebrał się, aby przygotować się do promocyjnych koncertów związanych z wydaniem Songs of a Lost World – ich pierwszego albumu studyjnego od szesnastu lat.

Siedząc obok swojego sprzętu gitarowego, lider zespołu Robert Smith wyjaśniał swoją niechęć do udzielania wywiadów w ostatnich latach. „Nie chcę, aby moja głowa znowu wracała do myśli, że jestem ’Robertem Smithem z The Cure’,” powiedział, unosząc brew podkreśloną cieniem. „To już do mnie nie pasuje.”

Jednak w wieku 65 lat wciąż jest nie do pomylenia z nikim innym – ubrany cały na czarno, z rozmazaną szminką na ustach i charakterystyczną splątaną czupryną ciemnych włosów, które przybrały już odcień popiołu. W okresie szczytowej popularności The Cure w latach 80. i 90. był eleganckim księciem alternatywnej sceny, a jego roztrzepana fryzura inspirowała nie tylko wygląd, ale i cały typ osobowości wśród młodzieży – melancholijnego gota zakochanego w smutku. Zespół przebył drogę od melancholijnego niepokoju („Boys Don’t Cry”), przez taneczne przeboje („Just Like Heaven”), aż po rozbudowaną, nastrojową neo-psychodelię („Pictures of You”), stając się wzorem dla kolejnych pokoleń artystów.

Wprowadzając The Cure do Rock & Roll Hall of Fame w 2019 roku, Trent Reznor z Nine Inch Nails powiedział, że Smith stworzył „rzadką rzecz – całkowicie samowystarczalny świat z własnym dźwiękiem, wyglądem, klimatem, estetyką i zasadami”. The Cure, założone w 1976 roku, ze Smithem jako jedynym stałym członkiem, pozostaje istotne nawet po odejściu z czołówki list przebojów, przyciągając lojalną bazę fanów, którzy tłumnie zjawiają się na ich trzygodzinnych koncertach.

W ostatnich latach Smith niespodziewanie stał się także czołowym głosem nawołującym do reformy chaotycznego rynku sprzedaży biletów, gdzie ceny szybują w górę, a fani czują się oszukani i sfrustrowani. W serii postów w mediach społecznościowych w zeszłym roku, które poruszyły zarówno fanów, jak i przemysł muzyczny, Smith zwrócił uwagę na problemy związane ze sprzedażą biletów na ostatnią trasę zespołu. Krytykował oszustów, skarżył się na opłaty Ticketmaster, które w niektórych przypadkach podwajały cenę zamówienia, i pisał do fanów: „Jestem tak samo zniesmaczony jak wy wszyscy,” w charakterystycznym dla siebie stylu, używając wielkich liter.

Zaledwie dzień po jego skardze Ticketmaster zgodził się zwrócić część kosztów fanom. „To był jeden z tych momentów, kiedy pomyślałem: ‘Nie, tego nie odpuszczę’,” wspomina Smith. „I nie odpuściłem.”

NA PODSTAWIE YOUTUBE/THECURE; THE NEW YORK TIMES; THE IRISH TIMES. LISTOPAD 2024