Od czasu gdy „Songs of a Lost World” trafiło na rynek 1 listopada 2024 roku, Robert Smith kilkukrotnie kusił fanów obietnicą jednego – a może nawet dwóch – nowych albumów, które mają się ukazać „wkrótce”. Jednak u Smitha „wkrótce” ma precyzję zegara z obrazu Dale’go – czyli żadną. Fani The Cure to weterani czekania. Minęło 16 lat między „4:13 Dream” a „Songs of a Lost World”, to dłużej niż żyją niektóre koty. Kiedy Robert mówi „wkrótce”, nie sprawdzamy kalendarza – wpatrujemy się w horyzont.
Od jego ostatniej aktualizacji minął już prawie rok. Nie ma albumu. Nie ma listy utworów. Nie ma Roberta wychodzącego z cienia z okrzykiem: „Oto on, moi kochani!” Ale są poszlaki.
Roger O’Donnell powiedział w wywiadzie dla NME, że zwykle dowiaduje się o nowych wydawnictwach dopiero, gdy zaczynają się próby. Mimo to niedawno zasugerował, że „coś się dzieje” i że album prawdopodobnie ukaże się w ciągu roku. Wyglądał przy tym jak ktoś, kto z trudem powstrzymuje się, by nie wygadać za dużo.
Potem pojawił się kolejny okruszek informacji: dwa dni temu The Cure cicho zaktualizowali swoją oficjalną biografię, wspominając, że w marcu weszli do Rockfield Studios, by dokończyć 13 utworów. Tego samego dnia Jason Cooper wrzucił zdjęcie swojego zestawu perkusyjnego – fani przysięgają, że to właśnie Rockfield. Przypadek? Raczej nie. Niektórzy martwią się, że przyszłoroczna trasa festiwalowa nie zostawia miejsca na promocję. Ale pamiętajmy rok 2004 – wtedy właśnie w ten sposób ruszyła promocja albumu „The Cure”. Warto też dodać, że niektóre koncerty w Wielkiej Brytanii to w zasadzie mini-festiwale stworzone przez sam zespół – idealna okazja do premier nowych utworów i grania rzadko wykonywanych kawałków.
Dwa koncerty wyróżniają się jako potencjalne punkty startowe: ten o którym się na razie cały czas tylko mówi – w Londynie i trzy wieczory w Berlinie – mieście przesiąkniętym duchem The Cure i widmem Bowiego.
Podobnie jak w przypadku daty premiery nowej płyty, możemy tylko wzruszyć ramionami i spekulować na temat listy utworów. Ostatnim razem, gdy Robert coś o niej wspomniał, wymienił kilka tytułów – ale z The Cure nic nie jest pewne, dopóki nagle nie stanie się faktem. Przypomnijmy, że jeszcze w sierpniu 2024 roku „Songs of a Lost World” zawierało „Bodiam Sky” i dwa mroczniejsze utwory – zanim po cichu zastąpiono je „All I Ever Am” i „Drone: No Drone”. Typowe dla The Cure.
W 2022 roku Robert nazwał 15. album „tym radosnym”. W 2024 już mówił, że to raczej „płyta przejściowa”. Więc ta prawdziwie pogodna wciąż czeka w kolejce. Można ją traktować jako pomost – między cieniem „Songs Of A Lost World”, a ewentualnym „światłem”, które nadejdzie później.
Liczba utworów? Kto to wie. Przy zeszłorocznej płycie zmieniała się za każdym razem, gdy Robert otwierał usta. Nawet tuż przed premierą wciąż majstrował przy trackliście – usuwał, dodawał. Spodziewajcie się tego samego chaosu. Pod koniec 2024 wspominał o dziewięciu piosenkach. Ale skoro w Rockfield pracowano nad trzynastoma, jest pole do manewru. Byłoby miło, gdyby te cztery dodatkowe trafiły na fizyczne single z porządnymi stronami B. Pomarzyć można.
Wszystko wskazuje na to, że duża część materiału pochodzi z resztek – piosenek, które nie zmieściły się na „The Cure”, „4:13 Dream” i „Songs of a Lost World”. Żeby sobie wyobrazić, co może przynieść taki album z „odzyskanych” kawałków, warto prześledzić, co wypadło przez lata. Może wreszcie usłyszymy studyjną wersję „You’re So Happy?” W czasach „Bloodflowers” zespół opublikował tekst, ale nie piosenkę. Istnieje tylko wersja zespołu Pink Pig.
Powrót aż do 2000 roku to ogromne zadanie, więc zacznijmy od „The Cure” z 2004. Wtedy Simon Gallup wspominał o tajemniczym „utworze numer pięć” – jednym z najlepszych, jakie nagrali, a jednak pominiętym. Czy to któryś z już znanych odrzutów? Pierwszy trop: „Strum” – uroczy kawałek, być może doczeka się pełnej wersji studyjnej. A przede wszystkim „Please Come Home” – melancholijny utwór z potężnym refrenem.
I wreszcie „A Boy I Never Knew”. Obie te piosenki nagrano ponownie przy 4:13 Dream, a „A Boy I Never Knew” trafiło nawet do setlist w latach 2007–2008, zanim plany się rozsypały.
Robert, jak to Robert, zakładał, że album będzie podwójny. Wytwórnia się nie zgodziła. Tak zaczęła się saga zaginionego 4:14 Scream – siostrzanego albumu 4:13 Dream. Potem Porl Thompson odszedł, zespół zapadł w sen zimowy i nadzieje wyparowały.
W 2014 roku temat wrócił – Smith zdradził, że pisze teksty do niedokończonych utworów, ale nic z tego nie wyszło. W 2018 Simon potwierdził, że znów byli w studiu. Znowu – cisza. Dwa utwory z tamtych sesji, „Step Into the Light” i „It Can Never Be the Same”, grali na żywo w 2016 roku. Ten drugi m.in. na koncercie w Łodzi.
„It Can Never Be the Same” zaczynało jako „Christmas Without You” w połowie 2000-tych, potem zostało przepisane po śmierci matki Roberta w roku 2013. On sam mówił, że tekst dotyczy właśnie jej.
Kiedy w 2019 roku pojawił się pomysł „Songs of a Lost World” (wtedy jeszcze zatytułowanego „Live from the Moon”), Robert zarzekał się, że tych dwóch utworów tam nie będzie. Do 2024 zmienił zdanie – zasugerował, że „It Can Never Be the Same” znajdzie się na następnym albumie.
Mówił też, że pięć utworów z nowej płyty „żyje razem od lat”. Pewnie chodzi o „It Can Never Be the Same”, „Step Into the Light”, „A Boy I Never Knew”, „Please Come Home” i może nieuchwytne „Lusting Here in Your Mind” – tytuł z ery 4:14 Scream, nigdzie niewydany.
Z resztek po „Songs Of A Lost World” warto wspomnieć o piosence „Another Happy Birthday” – to pierwotnie demo z 1997 roku (nazwane wtedy „Lost Flower #1”). Zagrali ją na czterech koncertach w 2023, po czym zniknęła. Może Robert nie był zadowolony z reakcji publiczności? Opowiadała o żałobie – o tym, jak smutek potrafi niespodziewanie dopaść podczas urodzin czy świąt – i pewnie lepiej zabrzmi w kontekście całego albumu niż solo.
Kolejna ciekawostka: „Bodiam Sky”. Miała zamykać ostatnią płytę – akustyczna, pełna nadziei piosenka po „Endsong”. Jej tekst znalazł się nawet na wczesnej grafice albumu. Tytuł nawiązuje do Bodiam Castle w East Sussex, niedaleko Robertsbridge. To ponoć delikatna ballada – tylko Robert i gitara. Sugerował, że na nowej płycie usłyszymy pełną wersję z zespołem.
Dwa mroczniejsze kawałki z „Songs of a Lost World” wymieniono na „All I Ever Am” i „Drone: No Drone”. Robert mówił, że na nadchodzącym albumie są cztery „bardzo smutne” utwory – pewnie „It Can Never Be The Same”, „A Boy I Never Knew”, „Please Come Home” i „Another Happy Birthday” – co sugeruje, że te bardziej ponure z zeszłorocznej płyty trafią raczej na kolejny, radośniejszy album.
Ostateczna lista pewnie wciąż nie jest ustalona – nawet w głowie Smitha. On nigdy nie wybiera po prostu „najlepszych piosenek”. Podczas sesji do Wish wolał „This Twilight Garden” od „Wendy Time”, ale gdy odstawiał „Wendy”, album tracił równowagę. Dla niego zawsze liczy się emocjonalny łuk, nie lista hitów.
Czy koncerty w Berlinie to idealny moment? Pierwotnie planowano dwa wieczory, teraz są trzy – w samym środku trasy. Najpierw zwiastuny kilku piosenek, potem pełna premiera w Berlinie, a później wplecenie nowych kawałków w dalsze koncerty. To powtórka z Trilogy z 2002 i ukłon w stronę „berlińskiej trylogii” Bowiego (Low, Heroes, Lodger).
Często tytuł albumu pochodzi z ostatniego utworu. A pierwszy i ostatni bywają tematycznie powiązane. „It Can Never Be the Same” zaczynało jako „Christmas Without You” – pięknie koresponduje z „Another Happy Birthday”. Może właśnie one otworzą i zamkną płytę.
Sam tytuł „Bodiam Sky” też brzmi jak coś, co mogłoby zdobić okładkę – poetyckie, zakorzenione w miejscu, emocjonalnie szczere. Pożyjemy (dożyjemy) – zobaczymy (usłyszymy).
