Czekanie warte każdej chwili

„Songs of a Lost World”, czternasty album studyjny The Cure ujrzał światło dzienne po szesnastu latach oczekiwania. Plotki o dacie premiery krążyły już od 2019 roku, co świadczy o perfekcjonizmie i skrupulatnej dbałości o szczegóły lidera zespołu, Roberta Smitha.

Długi proces tworzenia wzbudził wśród fanów i krytyków pytanie: czy warto było czekać? W skrócie – tak. Od czasów „Disintegration” z 1989 roku The Cure nie stworzyli tak spójnego i emocjonalnie przejmującego dzieła.

„Songs of a Lost World” to pierwszy album zespołu od wydania „4:13 Dream” z 2008 roku. Początkowo zaplanowany na 2019 rok, album zawiera utwory skomponowane przez Smitha, który współpracował nad produkcją z Paulem Corkettem w Rockfield Studios w Monmouthshire w Walii. Wiele z tych utworów było granych na żywo podczas trasy „Shows of a Lost World” w latach 2022-2023, co dało fanom przedsmak mrocznej piękności albumu. Na albumie Smithowi towarzyszą wieloletni członkowie zespołu: Simon Gallup na basie, Jason Cooper na perkusji, Roger O’Donnell na klawiszach i Reeves Gabrels na gitarze.

Album powstał w trudnym dla Smitha czasie. Stracił rodziców i starszego brata oraz był świadkiem walki O’Donnella z rakiem krwi, z której ten wyszedł zwycięsko. Te osobiste tragedie głęboko odcisnęły się na tekstach i brzmieniu albumu. W Songs of a Lost World Smith mierzy się z rozpaczą, żałobą i śmiertelnością, nie bojąc się odkrywać swoich emocji. Każdy utwór zanurza słuchacza w jego podróży, ukazując ból i introspekcję, które towarzyszyły każdemu precyzyjnemu przepisaniu.

Album otwiera „Alone”, potężny lament konfrontujący śmiertelność. Jakby cała muzyczna waga The Cure została włożona w ten jeden utwór. Słowa Smitha, „Koniec każdej piosenki,” rezonują z bólem świadomości, że młodość i niewinność są bezpowrotnie utracone. To oszałamiający początek, pełen klasycznych brzmień The Cure, które oddają straty Smitha z ogromną siłą.

Drugi utwór, „And Nothing is Forever”, przechodzi w bardziej melodyjne klimaty z fortepianem i smyczkami, by potem wybuchnąć pełnym brzmieniem zespołu. W przejmującym apelu Smith prosi swoją partnerkę: „obiecasz, że będziesz ze mną do końca,” zmagając się ze strachem przed samotną śmiercią. Melancholijna linia „Wiem, wiem, mój świat się starzeje… nic nie trwa wiecznie” doskonale oddaje temat śmiertelności, przewijający się przez cały album.

„A Fragile Thing” nawiązuje do „Wendy Time” z albumu „Wish”, oferując napięty obraz związku napiętego przez nierozwiązane traumy. Z przejmującym refrenem Smith śpiewa: „Nic nie zmienisz w zakończeniu,” co czyni go jednym z lżejszych utworów na z reguły mrocznym albumie. W „War Song” Smith zbliża się do komentarza społecznego, wyrażając głęboki gniew i rozczarowanie. Z dynamicznymi riffami gitarowymi i ozdobnikami organowymi, piosenka bada niszczycielskie siły konfliktu, zarówno osobistego, jak i geopolitycznego: „Chcę twojej śmierci, a ty chcesz mojego życia.”

Album oferuje też czyste rockowe momenty, jak „Drone: No Drone”, który emanuje energią „Never Enough”. A Smith zmaga się z niemożnością zrozumienia świata – temat, do którego wielokrotnie wracał w swojej karierze – znakomita praca gitarowa nadaje utworowi wyjątkowy charakter.

Wstępy do utworów są wyjątkowe w swojej cierpliwości i napięciu, trzymając słuchacza w napięciu, aż pełna moc każdej piosenki nadejdzie. Ta technika, którą The Cure opanowali na „Disintegration”, jest tutaj jeszcze bardziej dopracowana, wzmacniając katartyczną moc albumu.

Smutek Smitha jest szczególnie widoczny w „I Can Never Say Goodbye”, poruszającym hołdzie dla jego zmarłego brata Richarda. Burzliwy wstęp przypomina „Same Deep Water as You” z „Disintegration”, gdy Smith przyspiesza w stronę ścieżki żalu, śpiewając: „Coś złowrogiego nadchodzi… zabrało życie mojego brata… nigdy nie mogę się pożegnać.” Ten smutek uderza mocno, dostarczając przejmującego poczucia ostateczności, które odzwierciedla uniwersalne doświadczenie żałoby.

„All I Ever Am” następuje z szybkim tempem i klasyczną gitarą The Cure, choć jej radosne brzmienie kryje ciemniejsze refleksje nad zanikającymi wspomnieniami i straconymi szansami. Smith pyta, gdzie podziały się wszystkie jego nadzieje i marzenia, mierząc się z nieubłaganym upływem czasu i widmem śmierci.

Album zamyka „Endsong”, odpowiednie zakończenie, które powraca do tematu „Alone” z refrenem „Koniec każdej piosenki.” Długi wstęp utworu buduje się do pełnej, polifonicznej kulminacji, gdy Smith rozważa młodzieńcze marzenia i pozostawione ścieżki. „Jestem na zewnątrz w ciemności, zastanawiając się, jak stałem się tak stary… wszystko przepadło… pozbawiony wszystkiego, co kochałem,” śpiewa, oddając gorzkie piękno przemijającego życia. „Endsong” wywołuje poczucie ostateczności przypominające pożegnanie Dawida Bowiego na „Blackstar”, oddając nieunikniony smutek końców.

„Songs of a Lost World” zanurza słuchaczy w bolesnym, ale i oczyszczającym doświadczeniu, podkreślając najbardziej osobistą, wrażliwą twórczość Roberta Smitha. Podobnie jak na „Disintegration”, ten album pokazuje Smitha zmagającego się z największymi pytaniami życia, teraz z perspektywą człowieka stającego twarzą w twarz z własną śmiertelnością. The Cure stworzyli album, który odkrywa przed słuchaczem coraz więcej z każdym kolejnym przesłuchaniem i który zalicza się do ich największych osiągnięć. Czekanie było warte każdej chwili.

Lori Gava
Recenzja ukazała się na portalu XS Noize