Ten koncert był NIEDOOPISANIA. Wpadam w LAMENT nad niewystarczalnością języka… To ostatnio moje ulubione zdanie…. 🙂 Pełna powaga, niemal trans…, te trudne utwory, z trudnymi słowami, specyficzny nastrój podczas koncertu…. Czułam się, jakbym brała udział w jakimś tajemniczym misterium… Emocje i uczucia rozsadzały mi głowę i serce- nie wiedziałam już, czy nie paść na kolana. Cure zupełnie mnie zaczarował. Perfekcyjne wykonanie „Shake Dog Shake”, GENIALNY, mocno zaznaczony i naznaczony „The Kiss”, utwory z „Bloodflowers”, które zostały „podane” w taki sposób, że zupełnie otworzyły mnie na tę skomplikowaną płytę…, wzruszający TRUST, mój wymarzony „Plain Song” z teatralnymi białymi swiatłami…, „Just Like Heaven” przeradosny i zupełnie MAGICZNY, tak BLISKI w tym momencie, a potem Zielony FOREST i skupiony, dramatyczny FAITH na koniec – to było coś P O N A D wszelkimi okresleniami. P O N A D wszystkim. Perfekcyjne nagłosnienie i festiwal światła —————–……….. po prostu MISTRZOSTWO ŚWIATA. Wszystko inne jest po prostu nieważne. Pokłady wrażliwości, które poruszyła we mnie muzyka najukochańszego zespołu tego wieczoru, wszystkie emocje i odczucia, które on we mnie wywołał – wszystko to sprawia, że czuję się LECZONA w najlepszej klinice świata. Jest to antidotum na całe zło. Nigdy nie zapomnę….
Joanna Miękus