Można by rzec, że co nie udało się The Cure na The Top, zaowocowało z nawiązką na The Head On The Door. To też zbiór piosenek. Równie eklektyczny i równie urozmaicony. Ale jakże inny! Taki, do którego po wybrzmieniu ostatniego utworu natychmiast chce się wracać.
Inbeetwen Days to pełna radości, roztańczona, z lekka popowa piosenka. Senne Kyoto Song ma cudnie orientalną aurę (mimo że wymowa utworu jest przecież dość makabryczna). The Blood to bardzo udany zwrot The Cure w stronę hiszpańskich klimatów. Z kolei delikatny (genialny fortepianowy akompaniament) Six Different Ways co w zasadzie uroczy ukłon w stronę późnych The Beatles, a żywiołowy Push w stronę ich amerykańskich kolegów z The Byrds. Co jeszcze? Sporo dobrego. Choćby kolejna przebojowa perełka w postaci Close To Me. Ten mocno powichrowany rytm. I przede wszystkim te szepty i posapywanie (prawdziwe mistrzostwo)… Dalej mamy ostry, jakby hendrixowski Screw (jakoś Smith i spółka nie mogą zapo-mnieć o plamie z pierwszej płyty: Foxy Lady). I jeszcze pięknie się stający Sinking (z syntezatorowymi smyczkami w tle). Na deser zostaje A Night Like This — rzecz tak prosta, że aż genialna. Prosta, bo mamy tu głównie głos Smitha (w pięknej kantylenie). Prosta, bo za akompaniament robi koloryzująca gitara (taka – w stylu Cocteau Twins i prawie całej reszty zespołów z 4AD). Prosta, bo pojawia się też kilkudziesięciosekundowe solo saksofonu (rewelacyjne). I nagle okazuje się, że tak niewiele w sumie trzeba, by nagrać od początku do samego końca dobrą płytę.