W PIERWSZYM RZĘDZIE: Zobacz fragmenty koncertu The Cure z Cardiff [VIDEO]

A jednak… Koncert odbył się. Mimo wczorajszych kłopotów z głosem, Robert Smith zdecydował się wystąpić w Walii. Kłopotów, o których wczoraj nie pisaliśmy, bo widzieliśmy tylko zapis tego co zagrano.

Z tego koncertu można wyciągnąć wiele symboliki. Wokalista sam (Alone) ze zdjęciami z przeszłości (Pictures of you) podczas kończącego trasę wieczoru (Closedown At night). Tej nocy (A night like this) była to jego pieśń miłosna (Lovesong) skierowana ku fanom.

Nic nie trwa wiecznie (And nothing is forever) nawet głos Roberta Smitha, który jest w tej chwili bardzo wrażliwy (A fragile thing). Gardło pewnie go paliło (Burn) w tym dziwnym dniu (A strange day). Ale wszystko pchało (Push) go, by wystąpić w dzisiejszym przedstawieniu (Play for today).

Być może też gorączka nim trzęsła (Shake dog shake), ale usłyszał wołanie fanów z krawędzi głębokiego morza rozpaczy (From the edge of the deep green sea).

Tak dotrwał do piosenki kończącej (Endsong) zestaw główny.

Jako że nie może powiedzieć „Żegnajcie”. (I can never say goodbye), w czasie pierwszego bisu pozostała mu tylko zaufanie i wiara (Trust i Faith). Byleby wydostać się z lasu (A forest).

Drugi bis, pewnie pomógl Smithowi, bo przynajmniej część piosenek została wyśpiewana przez fanów.

Nie wiem jak brzmiał głos wokalisty. Mam nadzieję, że te parę dni odpoczynku sprawi, że ostatnie trzy koncerty w Londynie odbędą się.

fot. Mike Lewis