Na ścianie w pubie w Crawley nie znajdziemy żadnej historycznej tablicy ani fotografii upamiętniającej najważniejszy moment tego miejsca: pierwszy oficjalny koncert zespołu The Cure (wcześniej Easy Cure) w 1978 roku. Mimo to, „The Rocket” znów staje się częścią epickiej historii zespołu. 13 września na zewnątrz pojawił się mroczny plakat z napisem „Songs Of A Lost World” i datą: „I. XI. MMXXIV.”
Szesnaście lat po wydaniu albumu „4:13 Dream”, długo zapowiadany czternasty album The Cure wreszcie staje się rzeczywistością, i jasne jest, dlaczego zespół zdecydował się na premierę w miejscu, gdzie wszystko się zaczęło. „Songs Of A Lost World” to opowieść o zakończeniach, o stracie i żalu, o kompromisach i zagubieniu, które przyklejają się do człowieka, zniekształcając jego pierwotne intencje. Wzruszające jest spojrzenie wstecz na czas i miejsce, gdzie życie było jeszcze pustą kartą, zanim człowiek – jak Smith w ostatnim utworze „Endsong” – spojrzy w niebo, zastanawiając się, gdzie się podział. Może jednak ma znaczenie, czy wszyscy umrzemy.
Gdy te utwory pojawiły się po raz pierwszy podczas europejskiej części trasy „Shows Of A Lost World” w 2022 roku, zespół otwierał i zamykał swój główny występ w ten sam sposób: piosenką „Alone” z wersami „This is the end of every song we sing” i „Endsong”, kończącą się „Left alone with nothing / The end of every song / Nothing.”
Nowy album podąża za tym porządkiem, tworząc lustrzane, muzyczne przejście „z prochu powstałeś, w proch się obrócisz,” które blokuje koniec i początek albumu. Śmierć i rozczarowanie nie są nowymi motywami w twórczości The Cure, ale te osiem utworów ma taką samą intensywność, jak album „Disintegration” z 1989 roku, również naznaczony niespełnionymi marzeniami, przemijaniem i śmiertelnością. Tamten album powstał z przerażenia Smitha wizją 30. urodzin – wówczas niewyobrażalnym kamieniem milowym całej tej dezyntegracji. W 2024 roku rozpad ma nieuchronnie inne znaczenie. „Wcześniej pisałem o rzeczach, które wydawały mi się zrozumiałe,” powiedział Smith w 2019 roku. „Teraz wiem, że je rozumiem.”
W tym samym roku Smith ujawnił, że niedawno stracił ojca, matkę i starszego brata Richarda, który miał na niego ogromny wpływ, wprowadzając go w świat muzyki Hendrixa i Beefhearta oraz towarzysząc w muzycznych eksperymentach z The Crawley Goat Band. Richard przez lata mieszkał w Polsce; poruszający utwór „I Can Never Say Goodbye” z nowego albumu został wykonany po raz pierwszy 22 października 2022 roku w krakowskiej Tauron Arenie. Ten utwór, to epicentrum emocjonalnej burzy albumu, w którym Smith śpiewa „Something wicked this way comes / To steal away my brother’s life.”
Na albumie tak świadomym katastrofalnych skutków śmiertelności, niezwykłe jest, że głos Smitha pozostaje niezmieniony, nie przekształcił się w chropowaty, niski ton jak u Dylana, ani nie pogłębił się jak u Cohena. Mimo to, album nie zawiera żadnej lekkiej piosenki, niczego w stylu popowego „Lullaby” z „Disintegration”, co przełamałoby nastrój. Najbliżej zmiany tonu jest utwór „Drone:Nodrone”, ale nawet tam grunt jest chwiejny. Smith śpiewa „I’m breaking up again.” Można więc powiedzieć, że „Disintegration” powraca – z jego oceanicznymi przestrzeniami i zimnym, połyskującym światłem.
Otwierający album „Alone” jest pierwszą stacją tej śmiałej, posępnej i pięknej podróży, zainspirowanej poetycką wizją Ernesta Dowsona i jego wierszem „Dregs”: “The fire is out, and spent the warmth thereof / (This is the end of every song man sings!)” To znaczące uzupełnienie kolekcji Smitha, pełnej wierszy Poe’ego, Rimbauda i Baudelaire’a, ozdobionych koronką i przesiąkniętych krwią.
Ból zawarty w „Alone” ma uniwersalny wymiar, natomiast „And Nothing Is Forever” wywodzi się z bardzo osobistych doświadczeń: „To obietnica, którą złożyłem komuś, że będę przy nim, kiedy umrze,” pisze Smith. „Z powodów poza moją kontrolą nie dotrzymałem tej obietnicy. To strasznie mnie poruszyło.” Smith wypowiada frazy z rosnącym napięciem, nadając im desperacki charakter, w tle pobrzmiewa różowa, nieubłagana poświata księżyca.
Śmierć jest rdzeniem „Songs Of A Lost World”, ale nie jest to jedyna strata. W „A Fragile Thing” pojawia się głęboki romantyczny mrok: „Za każdym razem, gdy mnie całujesz, mogłabym płakać,” mówi ona, a „Warsong”, z marszowym wstępem przypominającym ukrywany długo cover „Pirate Ships” z ery „Disintegration”, tonie w głębokim emocjonalnym oceanie.
Inny rodzaj straty poruszany na nowym albumie to utrata własnego „ja,” co przewija się w utworze „Drone:Nodrone”, inspirowanym sytuacją, gdy dron przeleciał nad ogrodem Smitha, wprowadzając go w konsternację. Czy był obserwowany, czy nie? Smith nie wie, co o tym myśleć, a niewiedza jest niemal gorsza niż świadomość bycia śledzonym. To też utwór o tym, że nie jest się już pewnym, kim się jest – nawet jeśli twoja tożsamość wydaje się równie solidna jak Smitha.
Z kolei „All I Ever Am” popycha gwiazdę rocka w stronę koszmaru „ciemnej, pustej sceny,” nie dającej się wypełnić pustki. Smith mówi o „dziwnym uczuciu dysocjacji,” które osiąga szczyt w końcowym „Endsong”, wielkim niebiańskim upadku, nagranym wokół 50. rocznicy lądowania na Księżycu i oddającym wieloletnią fascynację Smitha gwiazdami. „Latem często patrzyłem w górę, narzekając nad upływającym czasem i coraz bardziej zepsutym światem. Zadając sobie dwa pytania: gdzie podział się stary świat i gdzie ja się podziałem?”
Choć „Endsong” może wydawać się ostatecznym epilogiem, niewykluczone, że The Cure po prostu wchodzą w kolejny etap swojej niezwykłej kariery. Okładka albumu przypomina starożytną kamienną głowę, relikt Atlantydy, z twarzą ledwo widoczną, jakby wyłaniającą się z kamienia.
Dzięki regenerującej się publiczności – pokoleniu fanów, którzy nigdy wcześniej nie czekali na nowy album – starsi słuchacze, którzy dorastali z zespołem, mierzą się z podobnymi lękami, niepewnościami i pytaniami jak Smith. „Songs Of A Lost World” to album, dzięki któremu The Cure – postrzegani jako ścieżka dźwiękowa do wiecznie mrocznego okresu dojrzewania – może w końcu wkraczać w dorosłość.