W bardzo miłym towarzystwie. CureParty, Poznań 16.02.2001

Poznań, 16 lutego, godz. 20.00. Na ulicach prawie pusto i jak o tej porze roku bywa, bardzo zimno. Vasco da Gama Pub tętni jednak życiem. Już od progu wita nas przyjemne ciepło a z głośników płynie muzyka Zespołu. „Close to me” na dobry początek. Tak zaczęło się kolejne Cure Party…

Od pierwszej chwili miejsce spotkania zaskakuje przyjemnym dla oczu wystrojem i dużą przestrzenią – kilka sal, jedna do tańca inna do oglądania kaset video, pozostałe do rozmów przy piwie. Dwa bary z dużą różnorodnością trunków. Króluje jednak jak zwykle piwo ;). W sali tanecznej zwraca uwagę wszystkich, świetnie oświetlone, duże akwarium z małym rekinem (?!) i innymi egzotycznymi rybami. Nagłośnienie było tu bardzo dobre i pozwalało w pełni wczuć się w muzykę naszego The Cure. Trzeba w tym miejscu powiedzieć że trafnie wybrano repertuar, gdyż zabawa przy sztandarowych utworach Zespołu to jest to, co większość fanów lubi najbardziej. Frekwencja dopisała, ciężko więc było znaleźć wolne miejsca do siedzenia. W miarę upływu czasu (i piwa;) ) ludzie coraz bardziej „rozkręcali się” i wkrótce sala taneczna była pełna. Jeśli chodzi o „cure’owy” wygląd (makijaże, ubiór, fryzury), to przeważały oczywiście dziewczyny, jak na większości „klimatycznych” imprez.

W sali video odtwarzane były koncerty The Cure. Szkoda tylko że dźwięk był całkowicie niesłyszalny – zagłuszany muzyką z sali obok. Osobiście brakowało mi na party zespołu grającego covery The Cure. Szkoda też że impreza nie trwała do rana jak już nie raz bywało. Osoby z innych rejonów Polski skazane były przez to na „nocne spacery” po Poznaniu i wielogodzinne przesiadywanie na dworcu PKP, co do atrakcji nie należy. Ale to szczegóły.

Myślę że party było naprawdę udane – dobra zabawa, darmowe wejście (!), świetny klimat. Ja spędziłem je w bardzo miłym towarzystwie, mam nadzieję że pozostali Cure’owcy też. Będę wspominał je ciepło.

MarkOz