Do Londynu przyjechalismy 29 marca. Zamieszkalismy w hotelu Globetrotter Inn na przedmiesciach, niedaleko Hammersmith. Pierwsze trzy dni uplynely nam na masowym zwiedzaniu wszystkiego,co to ogromne miasto ma do zaoferowania, z Soho i palacem Buckingam wlacznie.
W dniu koncertu wlasciwie nie bylo juz mowy o niczym innym.Pod Royal Albert Hall pojawilismy sie ok.14.00. Pod wejsciem Stage Door ustawila sie juz grupka najzagorzalszych fanow, oczekujaca zapewne na pojawienie sie grupy, ktora zwykle ok.15.00 miewa soundcheck – tak bylo np.w Berlinie 2005 i w Lodzi 2000… niestety, okazalo sie, ze zespol jest juz w srodku – takich informacji udzielila nam ochrona Royal Albert Hall. Mimo to czekalismy w kilkunastoosobowej grupie majac nadzieje ze chlopcy probuja bez Roberta,ktory czasem przyjezdza sporo pozniej. Niestety, mylilismy sie. Robert juz byl w srodku. Natomiast ok.16.00 udalo nam sie spotkac Simona, ktory nadjechal w srebrnym busiem razem z zona i dziecmi. W czasie gdy rozdawal autografy zdazylismy zrobic mu kilka szybkich fotek:-) Pewni tego ze caly zespol jest juz rzeczywiscie w srodku, opuscilismy rejony RAH i pojawilismy sie tam powtornie tuz przed otwarciem drzwi wejsciowych – ok.18.45.
Do naszego 2nd Tier Box dostalismy sie ok.19.00. Widocznosc -doskonala, warunki swietne, gorzej z dzwiekiem – pomyslalem, widzac w jakiej jestesmy odleglosci od winogorn L-Acoustics…. te same kolumny, choc w znacznie wiekszej ilosci, byly tez w Berlinie 2005 – wiec bylem pewien ze jakosc dzwieku bedzie rownie perfekcyjna – lecz, po pierwsze, RAH to nie stadion a hala, a po drugie, siedzac z boku nie moglismy wymagac takiej samej jakosci jak wtedy, gdy stalismy calkowicie z przodu sceny.
Za to swiatla wspolgrajace z magia sali RAH zapowiadaly sie perfekcyjnie.
Podobnie, jak umieszczony z tylu sceny wielki ekran projekcyjny – oho, bedzie jak na Dream Tour, pomyslalem
Sala zapelniala sie powoli, wreszcie, po kilku krotkich projekcjach w skrocie tlumaczacych cel dzialania fundacji TCT, pojawili sie jej glowni pomyslodawcy i w kilku slowach zaprosili na wieczor z The Cure… chwile potem swiatla calkiem zgasly, a ryk 5300 gardel upewnil nas w przekonaniu ze juz za chwile…
Wychodza – w calkowitych ciemnosciach… slysze pierwsze nabicie Jasona i juz wiem ze zaczna od…
1.Open – fenomenalnie zagrany, stopa znowu jak petarda, krystalicznie czysty werbel i talerze, doskonala separacja gitar Roberta i Porla. Dzwiek nie jest tak powalajacy i przytlaczajacy jak w Berlinie, poza tym jest ustawiony znacznie ciszej z powodu bumienia sali i kopuly, ale jego jakosc jest bez zarzutu. Momentami tylko mogloby byc czysciej na basie i srednicy ale to tradycyjne wady sal zamknietych. Robert zmienil troche tekst – „I should have been stayed away from this tonight” – poza tym, rownie ekscytujacy poczatek jak w czasie letniej trasy.
2. Fascination Street – slychac ze akustycy troche kreca galami, jest nieco czysciej niz na Open i nieznacznie glosniej. Technicznie bez zarzutu.
3. alt.end – teraz juz calkowicie opanowano wady RAH i wszelkie bumienia scian i mody na basie. Dzwiek jest krystalicznie czysty. W refrenie Porl robi doslownie sciane dzwieku swoja gitara – cos niesamowitego.
4. The Blood – pierwszy raz tego wieczoru gitara akustyczna Roberta. Wydaje mi sie ze troche za cicho to zrobili akustycy, w Berlinie ten kawalek mial wiekszego kopa.
5. A Night Like This – pierwszy raz slysze to na zywo i nie moge usiedziec. Na plycie niezbyt lubilem ten utwor a teraz wiem ze chcialbym go zawsze slyszec na zywo – jest fantastyczny.
6. The End Of The World – doskonaly, typowo koncertowy utwor. Na singlu – nie przepadam za tym. Na zywo – po prostu uwielbiam. W tym miejscu koncertu juz chyba nikt nie siedzial na swoim miejscu, sala RAH drzala w posadach.
7. Play For Today – zaskoczenie, taki hit na poczatku koncertu i calkowita zmiana tempa. Publika szaleje, 5300 gardel zastepuje klawisze Rogera.
8. If Only Tonight We Could Sleep – calkowite zaskoczenie. Jestem porazony wersja tego utworu. Cos fantastycznego, Simon akcentuje bas razem ze stopa, wczesniej tego nie robili [np.wersja z Trilogy]. Po prostu rewelacja.
9. The Kiss – Gitary uderzyly z pelna moca, glosnosc juz zblizyla sie do granic mozliwosci sali RAH. Wlasciwie nie bylem w stanie oderwac sie od tego utworu, to bylo jak sen. Kolejna – w porownaiu do Trilogy Show – zmiana w solowce Roberta i chyba najlepsza wersja Kiss jaka slyszalem w zyciu. Dzwiek po prostu porazajaco mocny i czysty. Czerwone usta na ekranie w finale piosenki zbladly i staly sie trupiosine…
10. Shake Dog Shake-uderzyli mocno i precyzyjnie ale po megadrapieznym Kiss, ten utwor zabrzmial slabiej, choc publika wydawala sie eksplodowac. Znakomita wersja. Na ekranie – projekcja ukazujaca dwa gryzace sie bulteriery.
11. Us Or Them – apogeum agresji, swietnie zagrany [lepiej niz w Berlinie] i porazajacy dynamika.
12. Never Enough – niewiarygodne, ale tempo i emocje ciagle rosna. Takiej wersji Never Enough nie slyszalem w zyciu. Simon i Jason w swoim zywiole. Robert wykonal na poczatku cos w rodzaju tanca i wygladal na bardzo zadowolnego z tej piosenki. Na ekranie pigulki, cos w rodzaju collage’u z Requiem dla snu.
13. Signal To Noise – tu spadlo napiecie, choc ten utwor takze byl wykonany swietnie. Sala sie nieco uspokoila, a ja rozkoszowalem sie kazdym dzwiekiem. Robert zrobil wszystko zeby ten utwor nie utonal wsrod innych. Moim zdaniem – udalo mu sie.
14. The Figurehead – dla mnie, rewelacja,kazde wykonanie tego na zywo to juz cos. Ta wersja byla przepelniona emocjami z 1982 roku,to bylo jak podroz w czasie. Na ekranie maska jak na Dream Tour i Trilogy. Maska w trakcie piosenki psychodelicznie rozmazywala sie w nieokreslony kontur.
15. A Strange Day – drugi utwor z Pornography. Jestem juz w innej rzeczywistosci, tylko ja i dzwieki i nie moge uwierzyc, ze to graja.
16. Push – znowu emocje rosna.Robert grajac solowke wychodzi do publicznosci,najpierw na prawo, pozniej na lewo. Patrzy nawet w nasza strone,wiec macham jak oszalaly i – mam nadzieje – ze nas widzial
17. Inbetween Days-tu publika dostaje szalu,ja troche odpoczywam,bo to moja mniej ulubiona czesc wieczoru. Choc technicznie,znow bez zarzutu.
18. Just Like Heaven – na dobitke kolejny hit i sciany RAH ponownie drza w posadach. Nikt nie siedzi.
19. From The Edge Of The Deep Green Sea – tu zaskoczenie ze ten utwor w tym miejscu i fenomenalna wersja z genialna projekcja morza w tle. Absolutnie hit kazdego koncertu.
20. At Night – dla mnie – utwor wieczoru. Perfekcyjnie zagrany, z niewiarygodna projekcja przedstawiajaca rozplywajace sie w ciemnosci nocy kruki. Calkowicie juz odplynalem by za chwile…
21. The Drowning Man – jeszcze mocniejsze wrazenia… na ekranie moze i plywajaca w nim roza… Robert zaspiewal to doskonale.
22. M – jestem juz tak porazony i ogluszony emcocjami, ze calkowicie poddaje sie muzyce. Genialna wersja. Oczywiscie na ekranie – „M”. Wydaje mi sie ze chcieli powtorzyc klimat M z wersji '2000, tylko klawisze zastapili gitarami. Pieknie brzmialo.
23. The Baby Screams – tu zaczela sie jazda bez trzymanki, dzwiek swoja moca zdawal sie kruszyc mury RAH.
24. One Hundred Years – jeszcze glosniej i mocniej niz w poprzednim utworze, doskonala wersja, znakomite projekcje. W koncowce oczywiscie stroboskop i super – bas.
25. Shiver And Shake – Jason nabija a ja po prostu dostaje spazmow z radosci, takiego czadu nie slyszalem nawet w Berlinie, choc tam dali z siebie duzo.Totalny odjazd.
26. End – kulminacja i crescendo programu. Hipnotyczne i transowe granie z doskonalym wykonaniem Roberta. Przepotezny bas, Jason szaleje na bebnach, z gory widzialem jego potwornie ciezka prace w tym numerze [siedzielismy na galerii].
Kiedy wybrzmiewa ostatnia zwrotka „I’m none of those things” juz tylko „Thank You” i schodza…
Wracaja…Robert mowi : „teraz dopiero ladnie zagramy, wczesniej sie tylko rozgrzewalismy…
27. Lullaby – doskonala wersja z samplami z Mixed Up i improwizacja na gitarze Roberta jak w Berlinie.
28. Hot Hot Hot !!! – rewelacja, nigdy nie slyszalem tego wczesniej na zywo. Jestem porazony.
29. Let’s Go To Bed – ten kawalek w gitarowym skladzie brzmi po prostu odjazdowo. Powinni go grac zawsze.
30. Friday I’m In Love – publika dostaje znowu szalu.
31. Why Can’t I Be You? – tu Robert spiewa kawalek Young At Heart [jak na Swing Tour], chodzi po scenie i oglada publicznosc. Mury RAH trzesa sie w posadach, publicznosc szaleje…. piosenka sie konczy i schodza.
Wracaja ponownie…
32. Three Imaginary Boys – pierwsze dzwieki i szaleje z radosci bo wiem co bedzie dalej, choc nie do konca…
33. Fire In Cairo – tego sie kompletnie nie spodziewalem, fantastyczna wersja ktora mnie po prostu przygniotla emocjonalnie. Teraz widze Roberta sprzed 30 niemal lat, ciagle te same emocje w czasie spiewania tej piosenki, choc juz inne otoczenie i warunki.
34. Grinding Halt – znow dali czadu
35. 10.15 Saturday Night – jeszcze mocniej. Cala RAH spiewa z Robertem „trip,trip,trip….”
36. Killing an Arab – kulminacja i super – czad, tego kawalka moge sluchac na kazdym ich koncercie. Bas jest przepotezny,w koncowce troche szwankuje technika ale akustyk sceniczny szybko doprowadza bas Simona do porzadku. Solowka Roberta – swietna.
Schodza…
37. Boys Don’t Cry – porywa znowu cala sale z foteli.
38. A Forest – swietna, choc krtoka wersja, w koncowce wszyscy klaszczemy w rytm basu Simona, ktory konczy jak na „Show” – poteznym sprzezeniem i wyrzuca gitare za siebie…. to juz chyba koniec – tak, Robert mowi „Goodnight…”
Schodza, choc Robert bardzo sie ociaga, widac ze jest zadowolony i najchetniej zagralby 4 bis…spojrzeniem zegna sale, najpierw lewa, potem prawa galerie. Zegna sie z chorymi – podopiecznymi fundacji TCT – ktorzy siedzieli najblizej sceny po prawej stronie.
Troche nie chcialo mi sie wierzyc ze nie zagraja Faith, ale wkrotce zapalilo sie swiatlo i wiedzialem ze to koniec.
I juz. Znowu po wszystkim. 3 godziny 6 minut minelo jak kwadrans. Najbardziej intensywne przezycia,jakie mozna sobie wyobrazic, teraz to juz tylko wspomnienie.
Idziemy po koszulki, program i schodzimy na dol, kierujac sie oczywiscie pod Stage Door
Czekalismy dlugo, w nadziei ze sie pojawia, ale spotkalismy jedynie wychodzacego Jasona. Robert, Simon i Porl albo wyszli duzo wczesniej albo skorzystali z innego wyjscia. Wydaje mi sie jednak ze wyszli po prostu innymi drzwiami, poniewaz dlugo po wyjsciu Jasona widzialem jak poprzez Stage Door wychodzi Steve Severin z zona i dzieckiem – wieloletni przyjaciel Roberta raczej nie poszedl na spotkanie z obsluga sceny.
Zrezygnowalismy ok.3.00 [!] i wrocilismy do hotelu…
To byl cudowny wieczor, do dzis jeszcze mam w pamieci unoszace sie kruki i dzwieki At Night… i dlugo, dlugo ich nie zapomne.
Mam nadzieje ze tym razem koncert ukaze sie na DVD, oby tak sie stalo.