O obrotach ciał medycznych. Kuracja, Toruń 19.04.2024

Do 65-tych urodzin (prawie – bez dwóch dni) Robert Smith musiał czekać na pierwszy z prawdziwego zdarzenia coverband The Cure z Polski.

Kuracja zadebiutowała 19 kwietnia, czyli dwa dni przed urodzinami swego mentora na deskach małej sceny kultowego toruńskiego Klubu Studenckiego „Od Nowa”.

Tęsknota fanów za dźwiękami ukochanych utworów sprowadziła do toruńskiego klubu wręcz nadkomplet publiczności, którą mogła pomieścić barowa scena. Przez prawie półtorej godziny mogliśmy się raczyć popisami wokalnymi eklektryzującej Mary Sokali i świetnie rytmicznie odwzorowanymi liniamii basu przez Mieszka Dzięgielewskiego. O jak najbliższe oryginału brzmienie gitar zadbał Przemek Rajewski. Wreszcie klawiszowe smaczki od Tomka Stachowicza i czuwający nad całością sekcji rytmicznej, perkusista, współinicjator projektu Hubert Murawski pozwolili publiczności przez chwilę poczuć jeszcze raz atmosferę znaną z koncertów The Cure.

Zaczęli, jak to często bywało w ostatnich latach na oryginalnych koncertach, od Plainsong.
Następnie zabrali się za najpopularniejsze utwory The Cure, których nigdy nie brakuje w secie koncertowym: Just Like Heave, Lovesong, Inbetween Days. Po nich przyszedł czas na koncertowe evergeeny takie jak Push, Primary, Play For Today i naturalnie A Forest.

Świetna interpretacja (znana z kanału YouTube zespołu) Sinking jak i następującym po nim One Hundred Years były niewątpliwie bardzo mocnym punktem show zarówno pod kątem wokalnym jak i instrumentalnym. Następnie wycieczka muzyczna do albumu Disintegration poprzez Fascination Street, Lullaby i utwór tytułowy doprowadziła nas do finałowej brawurowej interpretacji Fight.

Kuracjusze nie dali się długo prosić i postanowili zostawić publiczość w pogodnym nastroju serwując na bis Close To Me, a następnie Friday I’m In Love i Boys Don’t Cry (w tych wdwóch ostatnich Tomek Stachowicz zamienił klawisze na gitarę akustyczną).

Relację niniejszą pisze osoba wiekowa, zatem tytułem podsumowania nie sposób nie wspomnieć o ogromnej rzeszy bardzo młodych gothów i fanów twórczości jegomościa z Crawley, która to stanowiła ok. połowę publiczności.

Wcielająca się w piekielnie trudną rolę leadera wokalnego The Cure – Mary Sokala – ma wyjątkowy potencjał sceniczny i po obyciu się z rolą frontmana scenicznego jest w stanie poprowadzić za sobą współtowarzyszy wydarzenia na jeszcze wyższy poziom emocjonalnych uniesień.

Mieszko (Simon) Dzięgielewski – najbliżej oddający pierwowzór zarówno od strony instrumentalnej jak i zachowania scenicznego, zdecydowanie wymaga lepszej ekspozycji od strony dźwiękowej.
Zadanie domowe dla realizatora – to jest coverband The Cure! Tu gitara basowa (szczególnie tak świetnie ujarzmiona) musi być na pierwszym planie! Cały czas widzę przestrzeń do zbudowania monumentalnego brzmienia klawiszy znanych z płyt Faith czy Pornoghraphy, jak i surowości perkusji której mi niceo brakowało w np. w One Hundred Years.

Podsumowując, fantastyczny wieczór, emocje i powracający regularnie uśmiech na twarzy! Ja na pewno skuszę się na kolejną „Kurację”, jeśli tylko nadarzy się taka okazja. Jeśli ktoś nie ma jeszcze planów na wieczór 12 maja w Bydgoszczy, 27 lipca w Warszawie, czy 21 września w Zielonej Górze to zdecydowanie powinien sprawdzić, czy bilety są jeszcze dostępne.

DOKTOR KLEMENS WERNER