LITERACURE’A: Solidny materiał

Fani takich gatunków jak rock czy punk z pewnością wiedzą, kim jest Robert Smith, a o zespole The Cure słyszeli nie raz. Charyzmatyczny muzyk, wokalista punk rockowej grupy, o której słyszał cały świat. Richard Carman w napisanej przez siebie biografii przedstawia ponad trzydzieści lat działalności zespołu i istnienia Roberta na scenie muzycznej, wzloty i upadki towarzyszące jego karierze. Lata, kiedy nie było jeszcze The Cure, tylko Malice i The Easy Cure, wspinanie się na szczyt i zdobywanie popularności, jaką zespół może pochwalić się właśnie teraz. Jeżeli ktoś jest fanem tej grupy muzycznej to biografia napisana przez Carmana jest świetnym wyborem na to, aby dowiedzieć się czegoś więcej na temat zespołu i samego Smitha.

Styl Richarda Carmana mogę przyrównać do zwykłej, naturalnej wypowiedzi znajomego, z którym spotykamy się po latach, a ten – zafascynowany pewną rzeczą, po prostu opowiada o swojej pasji. Średnio literacki? Być może, nawet bardzo, nie jest to jednak duża przeszkoda w czytaniu tej książki. Myślę jednak, że większości spodoba się takie proste przedstawienie czasów od początku istnienia zespołu do 2005 roku, jednak nie będę absolutnie zdziwiona, jeżeli podniosą się głosy sprzeciwu wobec języka autora.

Sięgnęłam po tę książkę z myślą, że będzie ona w całości poświęcona Robertowi, pozostali członkowie The Cure będą jedynie przewijać się gdzieś w tle, a Smith ukaże się na pierwszym planie. Owszem, Tolhurst, Dempsey i inni zostali ukazani w drugim rzędzie, ale Robert Smith wcale nie wybija się spośród nich. Kilka razy można zauważyć, że faktycznie autor schodzi na prawidłowe tory, ale równie szybko z nich ucieka, zostawiając Smitha a koncentrując się na zespole. Dlatego też, jeżeli ktoś szuka biografii The Cure to faktycznie zdecydowanie polecam tę książkę, jednak rozglądając się za biografią Roberta – radzę poszukać gdzieś indziej.

Autor jest niestety nieobiektywny w swojej ocenie twórczości The Cure i wkładu Smitha w rozwój zespołu. Z jego strony nie ma ani grama krytyki odnośnie poszczególnych albumów czy wydanych singli, a o dobytku zespołu Richard Carman wypowiada się w samych superlatywach. Brak rzetelności z jego strony był frustrujący, to muszę przyznać, ale jest to też dobry sposób, żeby skonfrontować swoją opinię na temat jakiegoś albumu czy piosenki z opinią autora tej biografii.

Jego brak obiektywizmu całkowicie zakrywa jednak cudowny sposób analizowania i postrzegania poszczególnych kawałków, którzy urzekł mnie już od pierwszego momentu, kiedy autor opisał swoje spostrzeżenia na temat danej piosenki. Co najlepsze, jego opinia nie odnosi się tylko do rytmu, poszczególnych instrumentów słyszalnych w muzyce, ale również do tekstu, często poruszając także temat teledysku. Jest to ciekawe spojrzenie na każdy z albumów, z którym z pewnością warto się zapoznać.

Ponad trzydzieści lat trwania tak wiele znaczącego zespołu to naprawdę niesamowity okres. Ozdobiony wzlotami i upadkami The Cure, konfliktami pomiędzy poszczególnymi członkami zespołu. Autor opisuje, ile razy i w jakich okolicznościach dochodziło do rozpadu The Cure oraz do ponownych reaktywacji, pisze na temat współpracy Roberta z takimi formacjami, jak The Banshees, The Glove czy Siouxsie. Przedstawia również, skąd czerpano inspiracje do pisania tekstów czy nagrywania kolejnych teledysków oraz kto był przez Roberta szanowany i podziwiany. Nie sięgałam po tę biografię z myślą o otrzymaniu brudów wyciągniętych z prywatnego życia poszczególnych członków zespołu, bo też nie tego szukam w biografiach i mogę szczerze napisać, że nie jestem tą książką zawiedziona. Chociaż uważam, że lektura ta powinna mieć tytuł „Biografia The Cure”, to mimo wszystko zachęcam do sięgnięcia po nią i dowiedzenia się wielu ciekawych rzeczy na temat zespołu.

Od strony technicznej biografia ta prezentuje się wręcz idealnie pod względem graficznym. Zazwyczaj nie zwracam na takie rzeczy uwagi podczas sięgania po jakąś książkę, ale w tym wypadku nie mogę się powstrzymać i muszę pochwalić świetną, twardą oprawę wraz ze stronami zrobionymi z naprawdę solidnego materiału. Taką książkę to aż radość mieć na półce. Trochę gorzej jest niestety z korektą, bo często rzucają się w oczy literówki, połączone wyrazy, błędy w nazwach zespołów, nazwiskach czy tytułach piosenek. Nie ma to jednak większego znaczenia wobec mojej opinii o tej biografii, o której mam zdanie bardzo pozytywne, aczkolwiek oceny nie wystawię, bo najzwyczajniej w świecie nie mam pojęcia, jakimi kryteriami miałabym ją potraktować.

Paulina Olczak
Recenzja ukazała się na blogu „Złodziejka książek”.