Robert Smith: „Kiedy wychodzę na scenę czuję się szczęśliwy, wiedząc, jak to osiągnęliśmy.”

W trakcie ponad dwugodzinnej rozmowy na kanale YouTube Zespołu, Smith opowiedział o długim procesie powstawania „Songs of a Lost World”, swoich późnych zmianach w zarządzaniu biznesem zespołu oraz lekcjach wyniesionych z konfliktu z największą firmą w branży muzycznej na żywo. Daleki od ponurego wizerunku, który może się nasuwać z jego piosenek, Smith był rozmowny, otwarty, udzielał długich, przemyślanych odpowiedzi i uśmiechał się z powodu swojego autoironicznego humoru.

Mówił również z pewnym zdumieniem o tym, że po prostu przetrwał życie rockmana, do momentu, w którym The Cure zbliża się do półwiecza działalności – co jest dziwnym kamieniem milowym dla człowieka, który w 1985 roku śpiewał: „Wczoraj poczułem się tak stary, że mogłem umrzeć”. „Gdybym wrócił do tego, kim byłem jako młody człowiek, moim planem było robić to, aż upadnę,” powiedział Smith w studiu. „Ale wyobrażenie o tym, kiedy miałbym upaść, nie obejmowało takiego wieku.”

“Songs of a Lost World” – czternasty album studyjny The Cure, mógł nigdy nie powstać. Po rozpadzie ostatniego składu The Cure po trasie promującej album 4:13 Dream z 2008 roku, Robert Smith przyznał, że czuł się wyczerpany. Nie chciał już być częścią zespołu i rozważał nagranie solowego albumu. Jednak po przerwie przeorganizował grupę i w 2011 roku wznowił jej działalność jako zespołu koncertowego. Przez niemal dekadę The Cure grali jedynie swoje bogate archiwalne utwory, nie wydając nowych nagrań (choć nie brakowało zapowiedzi).

Smith wciąż pisał piosenki, a po festiwalu Meltdown w Londynie w 2018 roku, gdzie był kuratorem – z okazji 40. rocznicy wydania pierwszego singla The Cure – poczuł się odnowiony artystycznie. Sesje nagraniowe w 2019 roku dostarczyły materiału na kilka albumów, choć pandemia koronawirusa opóźniła ich ukończenie.

Smith pracuje w swoim domowym studiu na południowym wybrzeżu Anglii. Wyprowadził się z Londynu po ukończeniu 30. roku życia, decydując się na zmianę stylu życia po latach intensywnego picia i zażywania narkotyków. Jest żonaty od 36 lat, a jego codzienne życie przypomina nieco chaotyczny dziennik emeryta z klasy średniej i obsesyjnego artysty. Chodzi na długie spacery, słuchając muzyki na iPodzie, nigdy nie miał też smartfona.

„Mam w domu muzyczny pokój” – powiedział. „Moja idealna sobota to kilka drinków i hałasowanie. Właśnie dlatego chciałem być w zespole.”

„Songs of a Lost World”, który Smith określa jako pierwszy z możliwej trylogii, jest jednym z najciemniejszych albumów w jego dorobku. To ośmioutworowa suita pełna rozpaczy, gniewu i mrocznych refleksji nad życiem – a być może i planetą – która pogrąża się w „nieuniknionym upadku”.

„Naturalne jest, że z wiekiem coraz bardziej rozpaczamy nad tym, co się dzieje.” – powiedział Smith, podkreślając, że dostrzega te same błędy powtarzane w nieskończoność.

Album jest osobistą opowieścią o stracie i śmiertelności. Utwór I Can Never Say Goodbye dotyczy śmierci starszego brata Smitha, Richarda, który wprowadził go w świat muzyki Jimi’ego Hendrixa. Jednak na albumie wyczuwa się także ogólniejsze poczucie upadku. Mimo ciemnych tonów, Smith unikał jawnie politycznych treści. „Nadal maluję się w wieku 65 lat. Nie jestem osobą, która miałaby mówić, co jest ze światem nie tak.”

Na pierwszą od siedmiu lat trasę koncertową po Ameryce Północnej Smith postanowił utrzymać przystępne ceny biletów – 20-25 dolarów. W obliczu rosnących kosztów koncertów (średnia cena biletu na 100 najpopularniejszych tras wynosiła 131 dolarów), decyzja ta była odważna. Jednak szybko pojawiły się problemy.

Smith wykorzystał system weryfikacji fanów Ticketmaster, by ograniczyć odsprzedaż biletów, a także zrezygnował z tzw. dynamicznego ustalania cen, które często windują koszty w zależności od popytu. Gdy na początku sprzedaży bilety zaczęły sięgać absurdalnych kwot z powodu opłat manipulacyjnych (92 dolary za cztery bilety po 20 dolarów), Smith zażądał wyjaśnień.

„To był moment, kiedy pomyślałem: Nie odpuszczę tego,” wspominał. Ticketmaster w odpowiedzi zgodził się zwrócić fanom część opłat, co kosztowało firmę około miliona dolarów.

Mimo sukcesu trasy – która przyniosła 37,5 miliona dolarów – Smith uważa, że jego walka była jedynie „potyczką”. Podkreśla, że system, który maksymalizuje zyski kosztem fanów, wciąż pozostaje nienaruszony. „To, co zrobił Ticketmaster, było kwestią wizerunkową,” powiedział z rozdrażnieniem. „W szerszej perspektywie to były grosze.”

Smith nie żałuje jednak swojej decyzji, dodając: „Kiedy wychodzę na scenę i staję się tym, który śpiewa, czuję się szczęśliwy, wiedząc, jak to osiągnęliśmy.”

NA PODSTAWIE YOUTUBE/THECURE; THE NEW YORK TIMES; THE IRISH TIMES. LISTOPAD 2024