Dla Was na Nowy Rok!

Szczęśliwego Kjurowego Roku!

Ze względu na to, że Koniec Świata został odwołany, a nowa trasa, po Ameryce Południowej, jeszcze nie została ogłoszona, mamy dla Was pewną niespodziankę.

Jakiś czas temu zapowiadaliśmy, że wydawnictwo Anakonda podjęło się tłumaczenia i wydania książki – biografii Roberta Smitha.

Dziś, na początku 2013 roku, możemy Wam przekazać, że książka jest już przetłumaczona!

Teraz tylko korekta i redakcja i…. będziemy mogli postawić na półce – oczywiście wcześniej czytając 🙂

Dzięki uprzejmości wydawnictwa możemy Wam przedstawić fragment książki:

 

„Rozdział 8: Wpatrując się w morze

 

Mini-album Japanese Whispers miał być z zamierzenia składanką singli, które zostały już wydane na rynku, a teraz miały ukazać się w innym formacie. Nagranie zawierało strony A i B ostatnich trzech singli i dodano je również do brytyjskiego wydania The Lovecats. Smith zaangażowany był w nieprawdopodobną wręcz ilość projektów muzycznych. Przedłużały się sesje do albumu The Banshees Hyena, a ponieważ Robert na nowo coraz silniej angażował się w The Cure, muzycy musieli iść na ustępstwa, żeby Smith w ogóle mógł zdążyć na czas do studia. Równocześnie rozpoczęto nagrania do nowej płyty The Cure, a na dodatek Smith był zobowiązany do promowania Swimming Horses – nowego singla The Banshees.

 

„Skończyło się tym, że miałem coś w rodzaju załamania nerwowego” – powiedział Robert w wywiadzie dla Mojo jakiś czas później. „Pracowałem nad albumem The Banshees w studio Eel Pie w Richmond, potem jechałem taksówką do Genetic Studios w Reading. Wszyscy spotykaliśmy się w pubie, gdzie wypijaliśmy po kilka drinków i szliśmy pracować do studia. Zaczynaliśmy nagrywać gdzieś około 2 nad ranem. Ktoś robił dzbanek herbaty z grzybków halucynogennych. I znów wracałem do Eel Pie. Sypiałem tylko w taksówce – jakieś cztery godziny dziennie. Żyłem tak przez sześć tygodni”. Oficjalnie Smith mieszkał w domu w Crawley, ale w rzeczywistości był wędrowcem, który zatrzymywał się byle gdzie, jeśli właśnie potrzebował snu. Coraz silniej odzywało się w nim poczucie perfekcjonizmu. Martwił się tym szczególnie Chris Parry. W 1989 roku, w wywiadzie dla magazynu Q powiedział Robertowi Sandallowi: „(Te sesje były) jedną wielką walką. Robert wyglądał okropnie, z opuchniętą twarzą, zaczerwienionymi oczami i ranami na ustach. Bałem się, że dostanie ataku serca… Kiedy już skończyliśmy, powiedziałem mu w samochodzie: Wiesz, że w ten sposób możemy nagrać ograniczoną ilość kawałków”. Według Sandalla Robert wziął sobie do serca to ostrzeżenie.

 

Po nagraniu sesji dla programu The Tube dla Channel 4 w Nowy Rok oraz po występie w Top Of The Pops, The Banshees wyruszył do Europy, grając we Francji w Lille, Rouen, Lyonie i Paryżu oraz we Włoszech w Bolonii i Mediolanie. Tuż potem The Cure grał w Monachium i Zurychu oraz nagrywał sesje w Londynie dla Richarda Skinnera i Kid Jensena. Kolosalna ilość pracy. Wygląd Roberta wzbudzał coraz większe zainteresowanie – jego włosy przewiązane białą kokardą przypominały fryzurę obłąkanego, dodatkowo nakładał niebieskie cienie do oczu, usta malował na czerwono i zakładał czarny garnitur. Niemiecki magazyn Bravo stwierdzeniem „od śmiertelnie ostrego punka do dowcipnej muzyki tanecznej” opisał wrażenie, jakie na monachijskim taksówkarzu zrobił plakat The Cure – wizerunek zespołu wywoływał naprawdę przeróżne reakcje. W białej, za dużej koszuli, zapiętej pod samą szyję, różańcach i skórzanych spodniach Robert wyglądał fantazyjnie – bardziej tajemniczo i wytwornie, niż niejeden fan new romantic. W każdym razie muzycy The Cure wpasowali się w modę popularną w połowie lat osiemdziesiątych, z tą różnicą, że stylem życia przypominali bardziej najostrzejsze zespoły rockowe.

 

Koncerty z The Banshees zatrzymały Roberta do końca marca, ale ogłoszono również daty nadchodzącej trasy The Cure. Zaplanowano prawie sześćdziesiąt występów po Wielkiej Brytanii, Europie, Australazji i Stanach Zjednoczonych. „Czasami czuję się, jakbym był w przygodowej grze komputerowej, gdzie wszyscy ci ludzie przenoszą mnie z miejsca na miejsce po jakiejś gigantycznej planszy” – powiedział Robert Smith Paulowi Bursche z magazynu No 1. Wywiad został przeprowadzony o pierwszej w nocy, kiedy Robert miał chwilę przerwy między nagraniami. Artykuł w gazecie nosił tytuł „The Elusive Butterfly” (Nieuchwytny motyl) i idealnie oddawał chaotyczny styl życia Smitha na początku roku 1984. Bursche zwrócił uwagę na skłonność Roberta do podejmowania zbyt wielu zajęć na raz, przy jednoczesnej niechęci do oficjalnych zobowiązań. Artykuł wykazał analogię również w jego życiu prywatnym. Robert był związany z Mary Poole od trzynastego roku życia i wciąż – w wieku dwudziestu pięciu lat – nie czuł potrzeby zawarcia związku małżeńskiego. „Ślub niczego nie zmienia, jeśli kogoś kochasz” – stwierdził słusznie Smith. „Jest jedynie formą zabezpieczenia, a ja nie chcę zabezpieczeń”. Bursche zwrócił uwagę na fakt, iż kontrakty Roberta zarówno z Fiction Records, jak i The Banshees, były umowami ustnymi. Robert mówił o The Cure, że nie jest to „prawdziwa grupa” i że bardzo mu to odpowiadało. „Wolę niewypowiedziane zobowiązania”.

 

Następnym singlem po The Lovecats był The Caterpillar – utwór z powstającego albumu, który ukazał się w marcu. Smith powiedział Bursche’owi, że próbował pozbyć się „jęku” w swoim wokalu. „Mój głos brzmi już lepiej, ale wciąż szarpię się z tym, żeby w ogóle zabrzmiał inaczej” – mówił. Na pewno głos Roberta ma w tym utworze bogatsze brzmienie. Ścieżka rozpoczyna się osłabiającymi wręcz arpeggiami pianina i absurdalnymi zgrzytami skrzypiec, jednak z miejsca można rozpoznać, że to The Cure. Po wejściu basu i perkusji słychać już kolejny promienny hymn popowy, zupełnie inny od The Lovecats, ale posiadający chwytliwą melodię. Ponadto cudowny tekst i chórki w stylu funky. W czasie nagrań Robert sam grał na wielu instrumentach, ponieważ Phil Thornally pracował w Australii nad albumem Seven And The Ragged Tiger zespołu Duran Duran. W tym czasie to Smith grał na basie. Zaprosił również Porla Thompsona do studia, żeby zagrał na saksofonie. Został na dłużej. Lol również zagrał na kilku instrumentach, a Andy Anderson na perkusji.

 

Trasa koncertowa rozpoczęła się w Newcastle pod koniec kwietnia i złożyło się na nią dwanaście występów w Wielkiej Brytanii, co odbiło się sporym echem, ponieważ minęły dwa lata od regularnych występów The Cure w kraju. W Europie wyraźnie było widać, że na koncertach pojawia się świeża fala publiczności, która dopiero zaczynała odkrywać ten zespół. Robert martwił się, że nowi fani – zwabieni przez popowy blask The Lovecats – nie zrozumieją, czym naprawdę jest The Cure. Recenzując koncert w Newcastle dla swoich niemieckich czytelników, magazyn ME Sounds zwrócił uwagę na to, że „dziewczyny rzucały się na Roberta niczym rój pszczół”. Jako, że powszechnie wiadomo, iż większość pszczółek brytyjskich rzuca się na swych idoli rzadziej niż ich niemieckie kuzynki, był to wyraźny sygnał wzrostu popularności zespołu wśród nastoletnich hord. Podobnie, jak w przypadku Davida Bowie – i sukcesu Culture Club jakiś rok wcześniej – coś dziwnego dzieje się z publicznością, gdy gwiazda występuje w makijażu. Zespoły używające kosmetyków szybciej trafiają do serc nastolatek, niż inne. Duran Duran, Japan a ostatnio Marilyn Manson – tak, jest coś na rzeczy, jeśli chodzi o zespoły, których wizerunek określany jest przez makijaż. Taki sam skutek odnosiły zespoły glam metalowe, czerpiące inspirację z oryginalnego heavy metalu Deep Purple. Zadbaj o fryzurę, pociągnij oczy eyelinerem, a znajdziesz wiele dziewcząt wśród publiczności. Bariera męskości zostaje przekroczona i aż chce się przytulić swojego idola, niczym lalkę. Najlepiej widać to na przykładzie Boy George’a i jego lalek – minęło ponad dwadzieścia pięć lat odkąd wprowadzono je na rynek i wciąż trzeba za nie zapłacić dwadzieścia dolców. Jestem pewien, że Robert również wzbudzał podobne uczucia wśród żeńskiej publiczności.”

 

Już niedługo kolejna wiadomość związana z tym wydawnictwem.