Trudno się pisze podsumowanie ostatniego koncertu być może ostatniej trasy The Cure. Nie żebym w to jakoś specjalnie wierzył. Ale zawsze jest taka możliwość. Tak więc na razie trochę o wczorajszym koncercie, bo pewne fakty ujawiniły się dopiero dzisiaj.
Z rzeczy, których wczoraj nie zauważyłem, mimo że słuchałem prawie całego koncertu na żywo (od Charlotte sometimes), to zaskakujący jest fakt, że nie zagrano wczoraj A fragile thing. I w sumie nigdzie nie znalazłem uzasadnienia takiej decyzji, bo każdy z nowych utworów spotyka się z ciepłym przyjęciem fanów. W pierwszym wpisie pisałem, że na koncertach pewnie będą jacyś goście. Na wczorajszym zaobserwowano Noela Gallaghera. Co właściwie nie dziwi, skoro Smith remiksował jego utwór. Wczorajsi widzowie również podkreślają moc głosu Smitha, a także zastanawiają się jak szaleństwa Simona wytrzymują jego gitary.
Dzisiaj zespół postawił na dość szablonowy początek. Aż do And nothing is forever. Potem został zagrany duet zimno/gorąco – Cold i Burn. I zaczął się miks, godny ostatniego koncertu na trasie. Najpierw At night, a potem M. Był to dopiero piąty raz na tej trasie. Kolejnym utworem było Play for today, po którym zagrano Trust. Było to szóste wykonanie na tej trase. Dalszy ciąg miksu to Want, A strange day i Push.
Końcówka zestawu podstawowego tradycyjna, czyli Shake dog shake, From the edge of the deep green sea i Endsong. Czyli był to drugi pod rząd koncert, podczas którego nie zagrano A fragile thing. Tak na marginesie, to jest 1600 koncert, którego zestawienie jest dostępne na setlist.fm.
Pierwszy bis to zagrane po raz drugi Three imaginary boy, a także One hundred years. Po tym klasyku nagle zaczęli grać Primary. A zakończyli ten bis A forest. Ośmio minutową wersją tego utworu.
Drugi bis to dodatkowy utwór z Wish, czyli Doing the unstuck. Było to sto pięćdziesiąte wykonanie tego utworu. W ten sposób był to też jedyny koncert z aż czterema utworami z tej płyty, która w tym roku obchodzi trzydzieste urodziny. Mogliśmy też „odhaczyć” kolejny kamień milowy, mianowicie po raz tysięczny zagrano Boys don’t cry. Po tym utworze, zwykle kończącym koncerty Smith podziękował wszystkim technicznym i innym osobom zaangażowanym w przygotowanie koncertów.
A potem niespodzianka – 10.15 Saturday night, i Killing an arab. To całkiem niesamowite niespodziewane spodziewane zakończenie trasy.
„See you again!”