Sensacyjny krążek – zwłaszcza jeśli znają Państwo polską muzykę rozrywkową głównie z polskich rozgłośni komercyjnych i promowanych przez nie płyt.
Otóż nie jest ponurą prawdą, jakoby pułap możliwości polskich scen wyznaczało przeciągłe, górne „C” pewnej Bardzo Popularnej Wokalistki. Nie jest też prawdą, jakoby najwyższą oznaką autentyzmu było śpiewanie węgierskich melodii ludowych. Fakt, że duże wytwórnie jak trafią na wielki talent, to nie potrafią go wylansować (patrz Pati Yang i debiutancki album „Jaszczurka”), nie przesądza o tym, że należy z rozpaczy emigrować do Czech.
Talent w narodzie nie ginie. By się o tym przekonać, wystarczy posłuchać piosenek, które nieznani polscy artyści nagrali w hołdzie grupie The Cure. Zespół Roberta Smitha, legenda punka, potem cold wave, mniej lub bardziej udanie romansujący także z muzyką pop, darzony jest w Polsce wielką estymą. Charakterystyczne fryzury i makijaże „na kiurów” plus czarne, „dołerskie” ciuchy były swego czasu dominantą subkulturowej mody. Album „Disintegration” okazał się biblią magicznej wrażliwości dla nowej fali polskich muzyków. Teraz można się przekonać, jak wiele wynieśli z tej lekcji.
To piękna płyta, pełna pasji. Niemal każdy z 15 zespołów robi duże wrażenie. Szczególnie efektownie wypadają damskie głosy. „Lovesong” w wykonaniu T.H.O.R.N. (Katarzyna Florczyk) czy „Plastic Passion” grupy Eva (Monika) budzą dreszcze. Podobnie cover „Want” w interpretacji Le Fleur (Aleksandra Stokłosa). Nie wiem, jak wypadłyby w autorskim repertuarze, jednak ich interpretacje piosenek The Cure budzą silny apetyt na jeszcze…
Dlaczego nie możemy usłyszeć ich w radiu?
Aha, jeszcze jedno. Płytę, która jest przeglądem Najciekawszych Polskich Zespołów, O Których Nie Słyszeli Popularni Prezenterzy, wydała mała niezależna wytwórnia z Poznania Black Flames Records. Następny jej album kupię w ciemno.
Tekst nie podpisany.
Gazeta Wyborcza, 5 czerwca 2001 r.
Album w całości do posłuchania poniżej…