Moja kolekcja płyt The Cure…

Przy okazji naszej poprzedniej rozmowy, spotkaliśmy się  z Grześkiem, kolekcjonerem płyt winylowych The Cure. Teraz zapraszamy na rozmowę z Tomkiem Stalewskim, który zbiera dyskografię „Cure’ów” na różnych nośnikach…

Twoja kolekcja płyt wygląda imponująco. Stałeś kiedyś przed ścianą większą niż Twoja?
Nie bezpośrednio. Znam korespondencyjnie wiele osób zbierających płyty The Cure, w porównaniu z którymi mój zbiór wygląda skąpo. Jeśli natomiast mówimy o płytach ogólnie (tzn. nie o The Cure) mam co najmniej kilku (a pewnie znalazłoby się i kilkunastu) znajomych, którzy posiadają o wiele większe kolekcje niż moja. Ale są to kolekcje płyt innych zespołów.

Czy jest cena, której byś nie zapłacił za płytę The Cure?
Na pewno, choć nie potrafię jej zdefiniować. Zależy to od tego o jakim wydaniu mówimy, oraz aktualnego stanu mojego portfela.

To która z Twoich zdobyczy kosztowała Cię najwięcej?
Szwajcarska edycja „Bloodflowers” wydana przez Universal Music z okazji „ostatniego albumu w historii grupy” zawierająca 2 CD (jeden dla właściciela, a drugi dla osoby, którą lubi), płatki róż oraz zaproszenie na imprezę pożegnalną The Cure.

A najwięcej cierpliwości i czekania?
Disintegration. Słyszałem tę płytę w Trójce. Zamówiłem ją u ciotki, która mieszkała w Anglii, ale strach było wysyłać ją pocztą. Koniec końców okazja do podania oryginalnego CD nadarzyła się dopiero w lutym 1990. To było najdłuższe (ponad) pół roku w moim życiu.

Na pewno trudno było czekać, a najtrudniej zdobyć? Czy to również Twoje najcenniejsze wydanie „Disintegration”?
Sentymentalnie tak. Samo wydanie nie jest bardzo kolekcjonerskie, amerykański longbox, nic wielkiego, ale dla mnie jest to moja pierwsza, bardzo wyczekiwana kopia najlepszej wg mnie płyty mojego ukochanego zespołu.

Oczekiwanie na Disintegration strasznie się wydłużało, a jak było z jej wersją koncertową „Entreat” wydana rok pozniej?
Nie aż tak bardzo. Przede wszystkim wiadomo było, że sam materiał nie jest premierowy. Nigdy jakoś specjalnie nie czekam na płyty koncertowe. Są one oczywiście miłym dopełnieniem kolekcji, ale na pewno z większym zniecierpliwieniem czekam na albumy studyjne. Entreat dotarło do mnie w tym samym mniej więcej czasie co Disintegration, jako pierwsze trafiło do mnie wydanie japońskie – akurat mój tata był tam w delegacji i kupił mi tę płytę.

Ludzie raczej pozbywają się swoich kolekcji za grosze, czy chcą na tym jeszcze zarobić?
Z moich doświadczeń wynika, że za grosze można kupić tylko eksponaty od osób, które nie znają wartości tego, co sprzedają. Nie chodzi tu nawet o zarobek. Są oczywiście ludzie, którzy traktują rzadkie płyty wyłącznie jako źródło zysku. Kolekcjonerzy jednak na ogół po prostu znają cenę sprzedawanych płyt. Często też zdarza się sprzedaż posiadanych podwójnych egzemplarzy nie po to, aby zarobić, ale by pozyskać fundusze i kupić coś wartościowego do swojej kolekcji.

Czy zdarzyło się Ci kupić coś po naprawdę okazyjnej cenie?
Nie raz, ale za największy sukces uważam „Stranger Than Fiction”, którą udało mi się nabyć w zaprzyjaźnionym second-handzie za… 45 zł. Sprzedawca po prostu nie znał wartości tej płyty. Na pytanie „Masz coś The Cure?” odparł znudzony: „Tylko jakiś składak z jednym numerem” (smiech).

A kasety magnetofonowe. To chyba nieco niezwykła kolekcja. Specjalnie zbierałeś czy po prostu słuchałeś The Cure na kasetach w tamtych czasach?
Czy rzeczywiście? Chyba każdy z fanów, którzy dorastali z The Cure, ma w swojej kolekcji wiele kaset. Kiedyś była to w zasadzie jedyna możliwość kolekcjonowania nagrań w naszej rzeczywistości. Winyle należały do rzadkości i nie każdy mógł je zdobyć. Pozostawały nagrania z radia lub od znajomych, którzy mieli oryginalne LP. Już posiadanie pierwszej kopii z winyla było powodem do dumy. Potem, wraz z pojawieniem się w naszym kraju dostępu do Internetu, rozpoczęła się era tape-tradingu. Robił tak cały świat, nagrywarki CD ani umieszczanie nagrań w sieci nie było jeszcze technicznie możliwe. Do dnia dzisiejszego wiele bootlegów (często bardzo dobrej jakości) mam wyłącznie na MC.

W tych czasach to chyba najtrudniejsza droga to skompletowania dyskografii?
Jak wyżej. Wówczas była najłatwiejsza.

Nośniki się zmieniają, na której kasecie w ogólnej dyskografii The Cure zatrzymałeś się?
Na „The Cure”. Co nie znaczy, że nie zamierzam zdobyć „4:13 Dream”

Czy oznacza to, że nadal ukazują się albumy The Cure w wersji kasetowej?
„The Cure”, o ile się nie mylę, ukazała się oficjalnie w 10 różnych wydaniach kasetowych. Czy istnieje kasetowe wydanie „4:13 Dream”? Wydaje mi się, że nie. Jeśli ktoś posiada informacje o takim wydaniu, będę wdzięczny.

Czy to już całość kasetowej kolekcji, czy przywiązujesz w ogóle do niej większą wagę i wciąż szukasz tych starszych wydawnictw?
Absolutnie nie. Wciąż szukam, wciąż kolekcjonuję. Szczególnie lubię kasetowe wydania singli oraz perełki w rodzaju „Faith + Carnage Visors”, „Standing on a Beach + B-sides” czy wreszcie „Lost Wishes”. Do niedawna (Deluxe’y) były to jedyne oficjalnie wydane wersje. Cały czas poszukuję też „Stranger Than Fiction 2”, które wyszło wyłącznie na MC.

Na bieżąco śledzisz Internet, czy od czasu do czasu… ?
Dość regularnie. Na eBay i Allegro mam ustawione automatyczne powiadomienia. Podobnie korzystam z eil.com, gemm.com itp. Często jednak zdarza się, że na konkretne wydanie poluję miesiącami, aż wytropię w miarę rozsądną cenę. Nie stać mnie niestety na zakup każdej płyty za dowolną kwotę.

Jakiś czas temu Universal wypuścił japońskie reedycje płyt The Cure w nowej technice SHM-CD. Czy te wersje też posiadasz? Czym się róznią od podstawowych wydawnictw?
Jeszcze nie. Planuję zakupić te wydania, ale wolałbym nabyć je w wersji boxu, który wyszedł w Japonii, niż na sztuki. Czym się różnią wiem jedynie z opisu: okładki typu card sleeve, a przede wszystkim jakość. Dzięki zastosowaniu bardzo przezroczystego i odpornego na zarysowania tworzywa chroniącego nośnik laser dociera podobno bez najmniejszych zakłóceń do wytłoczonych danych, co automatycznie daje lepszą jakość dźwięku. Czy jest tak rzeczywiście – zrelacjonuję po zakupie.

Patrząc jeszcze raz na Twoją „ścianę” nadal się zastanawiam, czy w ogóle jest jeszcze jakaś płyta, której nie posiadasz?
Cała masa / Nie ma takowej. Zależy jak na to patrzeć. Jeśli mówimy o danym albumie czy singlu – mam pewnie wszystko (może 99.99%), jeśli o wydaniach – brakuje mi jeszcze kilkuset płyt. Choć nie wiem, czy chciałbym (chociaż do tego dążę) uzbierać kiedyś 100%. Nie bardzo wiem, co wtedy bym robił.

rozmawiał Marcin Marszałek, 2009