„Nothing left but faith”- „nie pozostało nic innego tylko wiara” tymi słowami kończy się płyta The Cure „Faith”. Nie pozostało nic innego tylko wiara, że jeszcze wrócą do Polski… !
W zakątku Curomanii znalazłam się pod koniec lat 80-tych. Były to czasy, gdy w Polsce nie można było kupić płyt. Fani spotykali się w klubie przy ul. Pstrowskiego by oglądać teledyski i koncerty na video, Tak, to były czasy, gdy nie było jeszcze na terenie naszej ojczystej krainy kablówki. Jedynym nośnikiem muzyki było radio i znajomi.
Pierwsze dźwięki The Cure poznałam dzięki audycji Tomasza Beksińskiego w radiowej Dwójce. Płyta Faith była pierwszą jaką poznałam. W poniedziałkowe wieczory przed odbiornikami zbierali się wszyscy „ROMANTYCY MUZYKI ROCKOWEJ” by posłuchać i nagrać sobie dyskografie różnych zespołów prezentowanych przez znakomitego redaktora. Były to czasy, gdy kopiowanie płyt było powszechne, a prawo chroniące praw autorskich nie obowiązywało. Pamiętam jak pod Hybrydami z przyjaciółmi staliśmy w długaśnej kolejce by obejrzeć na video, koncert „In Orange”. Czasy czerni i czupryny, które denerwowały konserwatywnych nauczycieli już dawno mineły…
Te wszystkie wspomnienia zbudziły się ze snu na warszawskim Torwarze, gdzie znalazłam się dzięki mojemu Walentemu. I własnie wtedy zdałam sobie sprawę, że muzyka i słowa The Cure od tamtych lat już na zawsze pozostały w moim życiu.
Przybyłam na koncert jak każdy z garstką oczekiwań. W tej garstce było tylko jedno marzenie, by uslyszeć utwór Figurehead z płyty „Pornography”. Ten utwór zaliczam do wybitnych w dorobku The Cure. Bezgraniczna radość poczucie jakiegoś baśniowego szczęścia przenikało mnie od pierwszych dzwięków jakie dane mi było usłyszeć na warszawskim Torwarze. Tę pełnię szczęścia trudno wyrazić słowami . Robert Smith ma ten dar, prostymi słowami potrafi dotrzeć do naszych serc potrafi przekazać tak wiele spostrzeżeń o życiu jakby ten świat przenikał głębiej, jakby wiedział o nim więcej.
Tego wieczoru, gdy śpiewał „all I have I gave it to you” po jego twarzy płynęły łzy. Tego wieczoru, gdy usłyszałam utwór The Figurehead poczułam się jak w niebie.
Nie pozostało nic innego tylko podziękować zespołowi The Cure za niebywałe przeżycia, za ogrom emocji i wiele ciepłych słów a szczególnie za nowe słowa w utworze Figurehead: „I can lose myself in Chinese art and Polish girls”.
Dziękuję za klawiszowe dźwięki płynące z gitary Porla Thomsona.
Panowie z The Cure przenieśli nas do czarownej krainy niebywałych słów i dźwięków, barwnych świateł – spełnili marzenie niejednego curomana-weterana. Bardzo ciekawi mnie jak muzycy czuli się na scenie warszawskiego Torwaru i katowickiego Spodka. Zastanawiam się czy tak długo wyczekiwanych gości przyjeliśmy na tyle dobrze, że jeszcze tu kiedyś powrócą.
„Nie pozostało nic innego tylko wiara”, że jeszcze zagrają dla nas, że jeszcze kiedyś spotkamy się znowu by posłuchać na żywo tych cudownych dźwieków…
Autorem relacji z koncertu The Cure w Warszawie jest Figurehead.