Krótko o The Cure:Reflections. Kiedy ktoś mnie zapyta, czy widziałem pierwsze koncerty The Cure, początki ich kariery, mogę już chyba odpowiedzieć, że tak?
Mimo, że wtorkowy wieczór spędziliśmy w jednej z najlepszych sal koncertowych na świecie, czułem się jak na małym klubowym, wręcz „pubowym” koncercie gdzieś w Crawley, w The Rocket w roku 1978 czy 79. Scena dosyć nisko, jej bliskość, „Plastic Passion”, „So what”, „It’s Not You”, „I’m Cold” i wiele wiele innych…
Swoisty powrót do przeszłości, której nie dane mi było wtedy przeżyć. Trzyodcinkowy serial sprzed 30 lat, którego nie wyreżyserował by nawet Tim Burton obecny wśród publiczności. Pięciu aktorów, ponad 3 godziny, 45 zagranych kawałków. Układanka z kilkudziesięciu luster, a w nich kolejne odbicia przesuwające się z każda minuta koncertu. Zmieniały się wraz ze mną by ostatecznie doprowadzić na koniec do szaleństwa.
Ukradłem kilka chwil na zawsze. Poniżej jedna z nich. I niech ten wieczór wciąż gra…