Moja przygoda z kjurami zaczęła się bardzo prozaicznie. Będąc małym chłopcem , a jak wiadomo mali chłopcy mają o wiele starsze siostry ( 9 lat ) chcą robić to co one , wręcz je naśladować , więc bakcyla słuchania tego zespołu chwyciłem od mojej siostry Moniki , która chodziła z chłopakiem a`la Robert Smith. Wygląd Roberta kojarzył mi się z wampirem i przyprawiał mnie o dreszcze. Z wiekiem panika na widok jego wyglądu minęła , oswoiłem się z tą postacią i teraz codziennie na ekranie komputera oglądam faceta o czarnych , pająkowatych włosach. Gdy przyglądam się uważniej jego twarz wydaje mi się jakaś dziwna , przede wszystkim uderzają mnie jego oczy – bardzo inteligentne , ale zgaszone. Zdaje mi się jakby chciał coś powiedzieć – ” Istnieć znaczy zmieniać się , zmieniać się – to dojrzewać, dojrzewać zaś – to nieskończenie tworzyć samego siebie ” – ale on milczy. Aby go ożywić zapuszczam jego najlepsze songi . Największy sentyment mam do utworu ” Charlotte Sometimes ” od którego zacząłem słuchać The Cure.
Kiedyś byłem inny. W szkole i w domu życie układało się wzorowo , dopóki to się nie zaczęło , dopóki to mnie nie wciągnęło bez reszty , dopóki nie zacząłem dorastać. Wtedy matka stała się obca , lekcje przestały mnie obchodzić , wszystko przeszkadzać i myślałem jak tu uciec w swój świat , tam czułem się dobrze.
Sięgnąłem po płytę ” Disintegration ” . Z początku podobały mi się słowa , kiedy słuchałem Fascination Street zacząłem zwracać uwagę na brzmienie gitar i perkusji – to mnie pochłonęło .
Wraz z płytą ” Kiss Me Kiss Me Kiss Me ” przyszedł czas na moją pierwszą miłość. Później nastała kolej na ” Boys Don`t Cry ” i tu muszę wspomnieć , że spodobał mi się tytułowy utwór tego krążka , bo kiedy miałem doła to zawsze słuchałem – to mi bardzo pomagało.
I coraz dalej i dalej brnąłem w tą muzykę : ” Seventeen Seconds ” , ” Three Imaginary Boys ” , ” The Head On The Door ” , ” Wish ” , ” Galore ” – którą przyjąlem bez większych emocji . W moim odczuciu Robert na niej spaprał ” Fascination Street ” i ” Pictures Of You ” – po prostu pozbawił je najlepszego brzmienia .
Muzyka The Cure uświadomiła mi , że borykanie się z trudnościami życiowymi jest w młodym wieku potrzebne do rozwoju i dobrze wiem , że muszę zacząć pokonywać te przeszkody – to nie jest łatwe .
Z płytą Bloodflowers nadszedł nowy etap mojego życia . Poznałem kobietę , której nie powinienem kochać , lecz nie potrafię tej miłości zniszczyć. Przez nią utraciłem wolność wewnętrzną , ona zabiera mi spokój – choć jest tego nieświadoma. Toleruje moją muzykę ale w rzeczywistości jej nie lubi . Dlatego , że dzieli nas tak wiele a jednocześnie zbliża to moje uczucie się pogłębia.
Chciałem ją zabrać ze sobą Cure Party ale nie dała namówić więc pojechałem z kolegą. Korzystając z dobrych rad starszych fanów ” Pornography ” pozostawiłem do momentu aż dojrzeję do tego albumu . I przyszedł w końcu taki moment . Po wielokrotnym przesłuchaniu uznałem ją za najlepszą płytę The Cure . Za wielkie dzieło uważam ” One Hundred Years ” – trzyma w napięciu do samego końca. Dla mnie Robert to jak dwie natury – jedna dobra , druga zła i zawsze jedna bierze górę , ale obie bez siebie istnieć nie mogą.
Jego idee pozostaną w sercach Cure`owców – bo kto go lepiej zrozumie niż jego fani – ludzie , którzy kochają być sobą , kochają być wolni.
Czym jest dla mnie muzyka The Cure? Nie mogę spać – moja podświadomość staje się moim wrogiem , podsuwa złośliwe wyobrażenia . Nie mam ochoty do życia , ani do pracy , najchętniej siedziałbym w domu i nie rozmawiał z nikim – ciągle słucham tego głosu , który opowiada również o moim losie , tyle tekstów pasujących do mojej osoby , życia i otoczenia. Muszę to przerwać – bo ta kjurmania pochłonie mnie do reszty .