Album niekonkretny

(Recenzja z 1989 roku) Michael M.Piechowski w zbiorowej pracy zatytułowanej „Zdrowie psychiczne” (PWN 1985, s. 111-112) zajmuje się omówieniem pięciu form funkcjonowania psychicznego. Na grupę lll i IV tego zestawienia składają się stany zwane ogólnie DEZINTEGRACJĄ POZYTYWNĄ.
Tam umiejscawia on jednostki wybitne, bardzo silnie przeżywające rzeczywistość, traktujące- jak sam pisze: „to co jest” jak „to co być powinno”, a nie jako rozmyślanie o tym „co by było gdyby…”

Robert Kowalski w zbiorowej pracy pt. „Dezintegracja” nie określa siebie i swojego zespołu w żadnej konkretnej kondycji psychicznej choć w rozlicznych wywiadach powtarza, że jest to pierwsza płyta,przy której mnóstwo czasu poświęcił tekściarskiemu cyzelatorstwu i z której w całości jest zadowolony. Dodaje przy tym że jest to już ostatnia produkcja The Cure, a odbywające się właśnie Prayer Tour ’89 jest ostatnim tournee w historii zespołu.

Dwunasty w oficjalnej dyskografii Cure album jest : dobry? , słaby? ,doskonały?, nijaki?, nakolanarzucający? Pytania retoryczne są ostatnio w modzie. Dają pytającemu luksus kokieteryjno- wymijająco-kilkusrokozaogonłapiący(22!). Moja propozycja odpowiedzi na pytania „jak”? Brzmi: NIEKONKRETNY.

To nie są już kompozycje zaskakujące geniuszem. Jest pomysł, po czym zaczynają się monotonne dłubania na jednej strunie pozostawiające wrażenie, że zawodnicy grają na czas. I tak kawałek się kończy. W drugim rzucie pojawiają się kompozycję, których zapowiedzią były utwory z wcześniejszej sesji, takie jak „One More Time”, „A Thousand Hours”, „Breathe” czy „A Chain Of Flowers”. Tak jak tamte,utrzymane są w klawiszowo-filharmonicznym klimacie. Mowa o „Plainsong”(po „One More Time” kolejny utwór kojarzący się z „Funeral Party”), „Last Dance” oraz „The Same Deep Water As You”. Są też utwory które się „kojarzą” „Pictures Of You” przypomina ostatnie Cocteau Twins, singlowy „Bubble”. New Model Army, tytułowy – S.Of Mercy a kompaktowy „Homesick” U2. Inne skojarzenia dotyczą poprzednich płyt. Love Song” – niczym wyjęta z sesji 1979 r., „Fascination Street” pasował by do „Head On The Door„, „Closedown” brzmi trochę „pornograficznie”.

„Lullaby” jest na płycie odskokiem w stylu „Hot Hot Hot!!!” a częstotliwość słowa „pająk” w tym utworze powinna skłonić R.S do napisania całego soudtracku do Spidermana, jak to się podobnie przytrafiło Prince’owi który złożył swój hołd nietoperzom.

Muzycznie i tematycznie płyta jest czymś pomiędzy „Faith” a „Pornography”. Nie jest to jednak ta różnorodność i pomyśłowość z „KissMe…” czy dwóch wcześniejszych płyt (pomijając „Standing On A Beach”) Płyta jest klawiszowo-pogłosowo-refleksyjna. Płyta jest płytą dobrą (tylko!), ale zdaje się, że piątego poziomu Piechowskiego The Cure już nigdy nie osiągną.

Niedawno odszedł manicurzysta (a niegdyś i pedicurzysta) Tolhurst (obraził się na Nowego?) i pewnie czeka aż dołączy do niego Smith. Tenże przy lada okazji powtarza że to już The End i że teraz będzie robił solo. Na takie wieści można się wkurzyć a nawet i zdezintegrować negatywnie. Jednak nie można stracić szacunku do tych ludzi – stąd te dodatkowe pół gwiazdki na zachętę do pracy (5 poziom!)…

Filip Przybylski
Magazyn „Non Stop” 9/89